środa, 25 września 2013

niedziela, 23 grudnia 2012

Epilog.



 { muzyka }

             Życie nie zawsze wybiera taki los, o jakim my marzymy. Chcemy być szczęśliwie zakochani, radośni i w pogoni za marzeniami; jest to dla nas perfekcyjny plan, który rzadko się spełnia.
             Tak było również w jej przypadku. Kochała, dwa razy, aż to prawie pozbawiło ją życia, a już na pewno zmysłów. Była zakochana i goniła za marzeniami, wydawało się więc, że jej perfekcyjny plan na życie się ziści, jednak nie to planował dla niej Bóg, los, czy cokolwiek innego. Jej życie nie zawsze było usłane różami, ale starała się z całych swoich sił.
             Teraz jednak to wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Siedziała tu, w zamkniętym ośrodku, podczas gdy jej znajomi bawili się w najlepsze na studiach, nie mając pojęcia o tym, co się zdarzyło. On jednak był przy niej cały czas.
             Być może miłość jest krucha, łamliwa i nic w niej nie jest proste, z pewnością jednak, jego miłość do błękitnookiej dziewczyny była mocna i niezniszczalna.
             Doskonale pamiętał słowa lekarzy, którzy poświęcali jej czas. Nie mogę nic zrobić; Jestem bezsilny; Nie ma dla niej szans; Nie wyjdzie z tego; Przykro mi. Wszystko to do dzisiejszego dnia odbijało się dziwnym echem w jego uszach. On poświęcił dla niej karierę, czas i siły, które w sobie jeszcze zachował, podczas gdy cała reszta nie dawała jej najmniejszych szans. Nikt nie dbał o to, że jest młoda i ma przed sobą całe życie, tylko on wciąż próbował.
             Dzisiejszego dnia również wybierał się do niej. Po drodze kupił małe, białe stokrotki, które tak bardzo kochała; przywitał się z pielęgniarką i wszedł do jej pokoiku.
- Wujek Nicky! - Krzyknęła, gdy tylko zobaczyła go w drzwiach. Z uśmiechem podbiegła do niego i rzuciła się na jego szyję. Wujek Nicky, kolejny cios, którego nie dawał po sobie poznać. Bo jak można wytłumaczyć pięciolatce, że to jej chłopak, a nie wujek?
             Bowiem to właśnie się stało. Na skutek feralnego upadku doznała obrażeń, które cofnęły ją do rozwoju pięcioletniego dziecka. Całymi dniami rysowała, malowała bądź chodziła na spacery trzymając jego dłoń, czasem wyrywała się, by gonić kolorowe motylki, a on siedział na ławce i obserwował jaka szczęśliwa w owej chwili jest. I pomimo tego, że cierpiał z powodu jej choroby, w tej chwili sam uśmiechał się pod nosem.
             - Cześć Śmieszko. - Przytulił ją do siebie i ucałował jej czoło. - Przyniosłem ci kwiatki, ładne? - Zapytał podając jej malutki bukiecik.
- Śliczne. - Niemalże wyrwała kwiaty z jego dłoni i nucąc pod nosem jakąś melodię, ruszyła w stronę okna, aby wsadzić je do białego wazoniku z czystą wodą. W tym czasie Nicholas przysiadł na zielonym, plastikowym krzesełku i przeglądał jej rysunki. Niepokoiły go, więc niektóre z nich schował do kieszeni. Najczęściej były na nich cztery osoby, w których rozpoznał Liama, Demi i Trey'a z aureolkami nad głowami; oraz siebie gdzieś za nimi. Bał się, że to może zaburzyć jej tok myślenia, więc jeszcze dziś miał zamiar pokazać je lekarce.
             Po kilku godzinach w jej towarzystwie w końcu opuścił jej mały pokoik i udał się w stronę gabinetu jej opiekunki. Zapukał i po usłyszeniu cichego „proszę”, wszedł do środka.
- Nie chcę przeszkadzać, tylko… Oglądałem dzisiaj obrazki, które Miley narysowała i zaniepokoiły mnie, więc przyszedłem… - Grzecznie przeszedł od razu do sedna sprawy i z kieszeni wyjął kilka kartek.
- Mogę je zobaczyć?
- Tak. – Ocknął się natychmiast i podał je lekarce. – Proszę bardzo. – Spróbował delikatnie się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego tylko nic nie znaczący grymas, bez niej nie umiał się śmiać.
- Nick, myślę… - Zaczęła i przetarła dłońmi oczy, po czym na jej ustach pojawił się mały uśmiech. – Ona sobie przypomina. – Wprawiła go w szok, którego nie doznał jeszcze nigdy w życiu, chciał śmiać się i płakać jednocześnie ze szczęścia, w końcu ktoś dawał jej jakąkolwiek szansę!
- To co teraz? – Zapytał zniecierpliwiony i nim się obejrzał nastał drugi dzień i pakował jej rzeczy, żeby zabrać ją do rodzinnego domu. Razem z panią doktor doszli do wniosku, że tylko tam może w pełni dojść do zmysłów i sprawić, aby jej życie wróciło z powrotem. W tym właśnie dniu nadzieja na nowo zawitała do jego serca, jej rodzina widziała w tym jakiekolwiek szanse, a bracia wspierali go bardziej niż zwykle. Ale droga do jej zdrowia była długa i kręta, nie raz Nicholas załamywał ręce, nie raz zdawał sobie sprawę, że to nie ma sensu i ona już nie wróci, ale jego miłość do niej sprawiła, że nigdy nie zwątpił, choć chciał. Jego serce na to nie pozwalało.
             Złapał jej dłoń i zmierzali w stronę parku, prowadząc Elvisa na smyczy. Uważnie rozglądał się dookoła, czy nic jej nie zagraża, ale droga była pusta, a paparazzi już dawno dali im spokój.
- Mogę potrzymać Elviska? – Zapytała zmieniając swój głos na bardziej dziecinny, na pewno nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Uśmiechnięty chłopak podał jej czerwoną smycz i pozwolił, aby oddaliła się kawałek od niego. Rozłożył mały kocyk na trawie i obserwował jak dziewczyna bawi się z psem. Nagle stanęła w miejscu i ze ściągniętymi brwiami rozglądała się dookoła. Potem oglądała swoje dłonie i dotykała nimi swojej twarzy. Z tętniącym sercem, Nicholas w mgnieniu oka znalazł się naprzeciwko niej. Mówił do niej, ale ona nie odpowiadała, jak by nic nie rozumiała. Przeraził się, może to choroba wróciła, może będzie gorzej, może… Wszystko to jednak odeszło, kiedy ona spojrzała głęboko w jego oczy i zalała się łzami w oszołomieniu.
- Ja pamiętam, Nick. – Szepnęła i dotknęła jego twarzy, jakby spoglądała na niego pierwszy raz od dawna. – Jestem tu.
Nie mógł wydusić ani jednego pojedynczego słowa. Przytulił ją tylko do siebie i nie potrafił puścić przez długi czas. Cieszył się z każdego jej oddechu na jego karku, nawet z tego, że z początku nie wiedziała jak go do siebie przytulić, w końcu jednak zrobiła to tak jak zawsze. Z jego oczu polały się łzy i pociągnął nosem, nie mogąc jednak pozbyć się uśmiechu, który rozświetlał jego twarz. Zapomniał o Elvisie, o tym, że niedługo obiad, zapomniał o tym, że powinien oddychać, bo ona teraz była najważniejsza, od zawsze, od pierwszego spotkania, kiedy nie spodziewała się go zobaczyć. Kochał ją z tymi rumianymi policzkami, które zobaczył tamtej nocy, kochał ją, kiedy płakała, choć to łamało jego serce, kochał ją nawet, kiedy drażniła się z nim, ale najbardziej poczuł to właśnie teraz, kiedy spojrzała na niego i pamiętała.


Spojrzałam na swoje ciało, które wydawało mi się zupełnie obce. Pamiętałam siebie jako pięcioletnią dziewczynkę, a nie jako dorosłą kobietę. Oglądałam swoje dłonie, dotykałam swojej twarzy, aż w końcu zauważyłam gdzie jestem, i… Pamiętałam to miejsce, pamiętałam tą łąkę i te śliczne stokrotki, to było nasze miejsce, moje i Liama.
Obróciłam głowę, jednak zamiast niego zobaczyłam chłopaka z burzą loków na głowie i zdziwiłam się, ale moje serce zabiło mocniej i zrozumiałam, że musiał on być dla mnie ważny. Mówił coś do mnie, obserwowałam jego usta, aż przypomniałam sobie nasze pocałunki, jego śpiew huczał w mojej głowie, zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam – pamiętałam go.
- Ja pamiętam, Nick. – Szepnęłam, dotykając jego twarzy. – Jestem tu. – Przytulił mnie do siebie i na początku nie bardzo wiedziałam, jak się zachować, ale i to przyszło do mnie chwilę później. Zamknęłam oczy, będąc otulona jego ramionami i kilka łez wyleciało z moich oczu i poturlało się po policzkach. Widziałam, że on też płakał, ale jednocześnie uśmiechał się i zrozumiałam, że kocham go, nieważne, że nie pamiętałam kilku dni, miesięcy, może lat, nie wiem; ale pamiętałam wszystkie uczucia kierowane w jego stronę. Pamiętałam jego ciepły dotyk, ciche słówka i chrypkę, której uwielbiałam słuchać.
             Wspięłam się na palce i pocałowałam jego usta, przez które przypomniałam sobie wszystko, co związane było z nim i byłam szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa, a nic innego nie miało znaczenia.
             Szczekanie psa oderwało nas od siebie, to Elvis, pamiętam go. Kucnęłam i pogłaskałam go po złotej sierści, polizał mój policzek i odbiegł w stronę Nicka, w końcu biegał w kółko wokół nas i szczekał machając jednocześnie ogonem. Zaśmiałam się i przytuliłam do Nicka. Wsłuchałam się w bicie jego serca i przypominając sobie wszystko to, co było wcześniej, zdałam sobie sprawę, że to najszczęśliwsza chwila w moim życiu.



Dzisiaj mam 36 lat. Czy moje życie się zmieniło? Sadzę, że tak. Na serdecznym palcu lśni złota obrączka, wokół mnie biega dwójka wspaniałych dzieci, a mój mąż jest światowej klasy muzykiem, który w wolnym czasie poświęca się pomocy innym ludziom, zachowując przy tym oczywiście czas dla rodziny i osobno dla nas dwojga.
W moim brzuchu dojrzewa kolejne życie i ta świadomość napawa mnie jeszcze większym szczęściem. Wiem, że nie muszę martwić się o pieniądze ani o nic, bo spokojnie byłoby nas stać na utrzymanie kilku innych rodzin, ale wszystko co mamy zostanie dla naszych dzieci, więc oboje jesteśmy rozsądni.
Jeśli chodzi o szkołę – ukończyłam literaturę kilka lat po dojściu do zdrowia, potem jednak zajęłam się psychologią, to zaczęło mnie fascynować, nawet bardziej niż literatura. Teraz pomagam osobom, które znalazły się w tej samej sytuacji co ja.
Moja choroba to drażliwy temat dla mojej rodziny, właściwie to dla Nicka. Nie lubi mówić o tamtych latach, myślę, że stara się zapomnieć, ale ja chciałabym dowiedzieć się, co się ze mną działo. Prawdopodobnie tylko chęci mi zostają, bo mój uparty mąż nie chce pisnąć ani słówka. Ale cieszę się, teraz mam nowe życie, w którym jestem bezgranicznie szczęśliwa, a wszystkie złe chwile odeszły, jakimś cudem ich nie pamiętam, a lekarze nie znają tego przyczyny. Nie dociekam, cieszę się tym, co mam.
Zostawiłam dzieci pod opieką Nicka i spokojnym krokiem podążałam w stronę cmentarza. Starałam się być tu chociaż raz na miesiąc, w końcu leżał tu mój brat, przyjaciółka i chłopak. Stawiałam kwiaty, znicz i modliłam się do nich wszystkich, żeby dali mi siły na resztę życia. Czasem czułam ich delikatną obecność, kiedy byłam sama. Zamykałam wtedy oczy i wyobrażałam sobie, jak wyglądałoby teraz moje życie… ? W takich właśnie chwilach dwójka moich dzieci wpadała do pokoju i prosiła o poczytanie im bajek, czy obejrzenie czegoś w telewizji. Potem robiliśmy popcorn, zapełnialiśmy szklanki sokiem i robiliśmy to na co mieliśmy ochotę. Dawałam im wszystko, co mogłam, tak jak Nick i chyba są szczęśliwi, tak myślę. Mogłabym kupić im każdą zabawkę, jaką wyprodukują, ale tak naprawdę im zależy na rodzicach, co dają nam do zrozumienia codziennie.
Dwa miesiące później urodziłam drugą córkę – Lilianne Letice Jonas. Mała stała się naszym trzecim oczkiem w głowie i oboje czuliśmy, że mamy wszystko to, na co pracuje się przez całe życie.
I tu właśnie kończy się moja historia, całuję męża i mówię mu, że go kocham, a on odpowiada tym samym. Możecie myśleć sobie co chcecie, ale ja wiem, że miłość może przezwyciężyć wszystko. Mogłabym wykrwawić się dla niego, spalić, mogłaby spać na mnie największa tortura – dla niego zniosłabym wszystko, bo taką moc ma właśnie miłość. W niej wszystko jest możliwe, trzeba tylko uwierzyć. 



When you feel my heat, look into my eyes...
It's where my demons hide, it's where my demons hide.



***
Kończę opowiadanie w dniu swoich osiemnastych urodzin. Tak zaplanowałam - tak jest. Dla mnie to dobry dzień, a ten blog już po prostu musiał się skończyć... Chciałam zrobić prezent wam i sobie, więc o to epilog. Mam nadzieję, że nie jest taki zły na jaki wygląda w moich oczach - nic lepszego nie mogłam napisać... Żałuję, że kończę to opowiadanie, bo przywiązałam się do niego, ale właściwie już zaczęłam pisać następne, więc na pewno tak szybko się mnie nie pozbędziecie :) Łezka się potoczyła, a jak... Zawsze płaczę przy zakończeniach :D 

No więc moi mili - Do napisania!  

Posty