czwartek, 13 grudnia 2012

20. Starszy brat.



Na nowo stałam się samotnikiem. Egzaminy minęły, wyniki odtarły, pogoda robiła się coraz piękniejsza, ale ja nie mogłam się tym wszystkim cieszyć. Mój kontakt z Nickiem urwał się, a ja nie wiedziałam, czy nadal jesteśmy parą. W życiu, a przynajmniej moim, bywa tak, ze coś się zaczyna, a coś kończy, ale czy my też musieliśmy podzielić taki los?
                Mój telefon zadrżał i pełna nadziei spojrzałam na wyświetlacz, ale to tylko tata, który znów musiał wyjechać w delegację. Tak, wiem, że nie chciał i nie miałam pretensji, on po prostu musiał to robić, tak jak Nick.
- Cześć tato. - Rzuciłam, przykładając urządzenie do ucha.
- Hej słonko. - Odpowiedział z ulgą i mogłabym przysiąc, że uśmiechnął się. Wtedy zawsze zmieniał mu się głos. - Jak egzaminy?
- Zdane, nie idealnie, ale prawdopodobnie dostanę się na literaturę. - Odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Powinnam się cieszyć, że wymarzona szkoła i kierunek stoją przede mną praktycznie otworem, ale nie mogłam.
- Cieszę się. A jak z mamą?
- Progresywnie. - Zaśmiałam się lekko. - Małe kroczki i do przodu...
- Nawet nie wiesz, jak bardzo mi się to podoba. Posłuchaj, dzisiaj, albo jutro powinna dojść do ciebie przesyłka, ale jeśli jej nie będzie to dzwoń do mnie natychmiast, dobrze? - Subtelnie zmienił temat, bo on i mama nie dogadywali się już tak dobrze. Ale starali się to naprawić.
- Jaka przesyłka?
- Nieważne. - Zaśmiał się. - Po prostu zadzwoń, okej?
- Dobrze.
- Przepraszam, ale muszę wracać do pracy. Kocham cię, córeczko. - Westchnął przeciągle.
- Ja ciebie też, tato. - Odpowiedziałam, naciskając po chwili czerwoną słuchawkę, a łzy zakręciły się w kącikach moich oczu. Chociaż on mnie kochał, bo Nick prawdopodobnie już o mnie zapomniał.
                Słońce prażyło, a ja siedziałam na parapecie, jak to miałam w zwyczaju i wyglądałam na pustą ulicę. Nie przejmowałam się tym, że łzy płyną po moich policzkach i spadają na klawiaturę laptopa. Byłam zalogowana na skypie i czekałam na moment, kiedy on zrobi się dostępny, musiałam... Musiałam z nim porozmawiać, choćby przez sekundę, nawet żeby usłyszeć, że nie chce ze mną być, że ma dość moich humorków, ja musiałam go przeprosić, żeby cierpieć mając wole sumienie.

                Następnego dnia opuściłam kolejne godziny lekcyjne. Nie miałam humoru, ani chęci, żeby się tam pokazywać, a z resztą nie miałam po co. Nie organizowałam balu ani nie musiałam poprawiać żadnych ocen, więc moje wakacje praktycznie się zaczęły.
                Ktoś zadzwonił do drzwi, co nie bardzo mnie obchodziło. Siedziałam więc dalej w bezruchu, kiedy drzwi skrzypnęły i przestraszyłam się, że to jakiś nieproszony gość. Kiedy jednak zauważyłam blond grzywkę i czarne loki w drzwiach swojego pokoju, uspokoiłam się i z powrotem odwróciłam głowę w stronę okna. Plecami oparłam się o ścianę i owinęłam ręce wokół kolan.
- Mój Boże. – Pierwsze słowa padły z ust Hilary, kiedy spojrzała na mnie. – Jadłaś coś w ogóle? – Zapytała, na co jednak nie uzyskała odpowiedzi. – Pójdę chociaż zrobić ci kanapkę. – Dodała już sama do siebie i opuściła pokój. Obie dziewczyny znały już mój dom jak własną kieszeń i czuły się tu praktycznie jak u siebie. Materac obok mnie nagiął się pod ciężarem i do moich nozdrzy dotarł słodki zapach perfum panienki Song. Mimowolnie oparłam głowę na jej ramieniu i rozpłakałam się, choć myślałam, że wypłakałam już wszystkie możliwe łzy.
- Nie martw się. – Pocieszała mnie, tuląc moje ciało do swojego. – Na pewno niedługo się odezwie. Oni, oni są zabiegani, nie mają czasu, Kev praktycznie dzwoni do mnie raz na jakiś czas…
- Ale dzwoni. – Wcięłam się jej w słowo. – A Nick nie, już nawet nie pamiętam jego głosu…
- Pogadam z Kevinem, dowiem się, co się z nim dzieje, obiecuję, ale nie płacz już. – Otarła moje łzy opuszkami swoich palców. Uspokoiłam się, a kiedy Hil wróciła z kuchni, posłusznie zjadłam przygotowanie przez nią kanapki i wypiłam świeży sok.
- A teraz zobacz co dla ciebie mamy. – Brenda uśmiechnęła się i zabawnie poruszała brwiami podnosząc z podłogi wielkie, różowe pudło, którego nie zauważyłam, gdy przyszła. – W zasadzie nie wiemy, co w nim jest, ale leżało na werandzie, więc wzięłyśmy. – Mruknęła i podrapała się po karku. Uśmiechnęłam się będąc zdziwiona wszystkimi jej pomysłami. Ona była taka… Wyjątkowa, taka jak Demi, podobna.
                Wstałam, chwiejąc się na nogach i spojrzałam na karteczkę przyklejoną wraz z wielką kokardą – Na wyjątkową okazję, Tata. – Zdziwiona spojrzałam po towarzyszkach, aż podniosłam wieko pudła i oniemiałam z wrażenia. Moim oczom ukazała się kremowa suknia rozpoczynająca się delikatnym opięciem na biuście, który mogłam porównać do mini gorsetu; a kończąca się jakimś tiulowym, świecącym materiałem. Była idealna, ale nie wiedziałam właściwie, po co mi ona?
- To chyba na bal. – Mruknęła brunetka, patrząc na sukienkę jak by nie wierzyła własnym oczom. Westchnęłam i zamknęłam pudło.
- Ale ja nie idę.
- Och, przestań, rozmawiałyśmy o tym. Ja też nie mam pary, więc pójdziemy razem, na poziomie koleżeńskim, oczywiście, żebyś nie pomyślała sobie za wiele. – Zaoponowała, na co Hilary wybuchła śmiechem, a ja skrzywiłam się, wyobrażając sobie mnie u boku Song.
                Zawsze wyobrażałam sobie, że na bal kończący szkołę wybiorę się z Liamem, a moja najlepsza przyjaciółka będzie stała u mego boku wraz z moim bratem. Dzisiaj, w głębi serca, miałam nadzieję, że Brenda porozmawia z Kevinem i, że pojawienie się Nicka będzie moją niespodzianką na balu, ale wiem, że oszukuję tylko samą siebie. Nie wiem gdzie on jest, ani co się z nim dzieje. Gdy dziewczyny wyszły z mojego domu, późnym wieczorem, ponownie zalogowałam się skypie i zdziwiona zauważyłam, że Kevin jest dostępny. Nie myślałam długo i nacisnęłam przycisk połączenia. Po chwili na ekranie ukazała mi się uśmiechnięta twarz najstarszego Jonasa.
- Cześć. – Szepnął i pomachał przed ekranem.
- Dlaczego szeptasz? – Zapytałam zdziwiona. Czyżby ukrywał, że rozmawia ze mną… ?
- Nick śpi. – Odpowiedział i przekręcił fotel tak, że mogłam zauważyć go leżącego na pryczy w tourbusie. Serce zabolało mnie i chciałam się rozłączyć, ale jakoś nie mogłam. Jego widok uspokoił mnie w pewnym stopniu, wiedziałam, że jest cały i zdrów. Kevin jednak szybko zauważył zmiany w wyrazie mojej twarzy. Westchnął i spojrzał w środek ekranu. – Chciałbym powiedzieć ci, żebyś się nie martwiła, ale ja sam boję się o mojego małego braciszka. Nie chce jeść, śpiewać, mamrota przez sen i woła cię, nie chce brać insuliny... Smiley, myślę, że dzieje się z nim coś złego. Gdybyś mogła, gdybyś tylko z nim porozmawiała…
- Ale ja chcę, Kevin, to on nie dopuszcza mnie do siebie. Dzwonię do niego i piszę, ale nie mam żadnej odpowiedzi!
- Kevin? – Usłyszałam po drugiej stronie i zamarłam, słysząc jego słodką, charakterystyczną chrypkę. – Z kim gadasz? – Dodał i zaraz na ekranie zobaczyłam jego twarz. Bladą i z podkrążonymi oczami. Jego oczy rozszerzyły się do granic możliwości i mogę przysiąc, że zobaczyłam w nich łzy. W mgnieniu oka zniknął i połączenie urwało się. Nie wiedziałam co myśleć, ale cieszyłam się, że chociaż go zobaczyłam i usłyszałam, był cały i zdrowy.

                Choć w następnych dniach moja depresja nasiliła się, byłam zadowolona z tego, że już jutro wybieram się na bal w towarzystwie przyjaciółki. Dokupiłam buty i biżuterię do kompletu i oczekiwałam w spokoju. Jakoś nie przeżywałam dogłębnie braku jego obecności, może jeszcze to do mnie nie docierało?

                Późnym popołudniem do mojego pokoju zawitały obie dziewczyny. Brenda miała już ułożone i na pewno wylakierowane włosy, a Hilary miała przewieszoną przez ramię jej sukienkę w pokrowcu. Niestety na bal nie mogłyśmy zabrać blondynki, ale jakoś nie przejmowała się tym wszystkim, a raczej chętnie udzielała się w naszych przygotowaniach.
- Siadaj na fotel, twarzą do okna. – Poleciła i zawaliła całe moje biurko swoimi kosmetykami; cienie, tusze, kredki, było tam dosłownie wszystko. Na początek nałożyła na moją twarz puder, potem trochę cieni, róż, tuszem podkręciła i wydłużyła moje rzęsy, a usta pomalowała delikatnie różowym błyszczykiem. Prosiłam ją o to, żeby pozwoliła mi mieć rozpuszczone włosy, ale uparła się na jakiegoś koka, więc skapitulowałam na samym początku i pozwoliłam jej robić co chce. Skoro nie może z nami iść, niech chociaż ma jakąś radość z tego, co może zrobić. Po skończonym makijażu wysłała mnie z sukienką, biżuterią i butami do łazienki, a sama zabrała się za malowanie Brendy.
                Westchnęłam i mimochodem spojrzałam w lustro – wyglądałam… Jak ktoś inny. Nie tylko makijaż zrobił to ze mną, ja po prostu cała się zmieniłam, nie tylko z wyglądu. Choć dodatkowe kilogramy widocznie mi przysłużyły. Czułam w sobie wewnętrzną zmianę, przestałam dusić w sobie wszystko i częściej mówiłam o tym, co czuję, czego chcę, czego potrzebuję. Nawet moja psycholożka do zauważyła.
                Założyłam sukienkę, wpięłam kolczyki i nałożyłam resztę biżuterii oraz buty, aż w końcu cała byłam gotowa i o dziwo, podobało mi się to, co widziałam. Kiedy wróciłam z powrotem do dziewczyn, obie aż otworzyły usta z zachwytu?... Tak, może. Odkręciłam się dookoła osi i uśmiechnęłam do nich.
- Wow, nie wiedziałam, że idę na bal z taką laską. – Mruknęła Song, która dzisiejszego wieczoru postawiła na typową małą czarną, która wyraźnie podkreślała jej mahoniową opaleniznę. Zaśmiałam się i wyciągnęłam do niej rękę.
- Jeszcze wiele o mnie nie wiesz. – Poruszałam brwiami i przytuliłam ją do siebie. – Czuję, że moje stopy nie wytrzymają naszych tańców. – Ponownie zaśmiałam się i spojrzałam po naszej trójce. W duchu cieszyłam się i dziękowałam, że znalazłam tak wspaniałe przyjaciółki.

                Sala wyglądała pięknie; złote i białe balony były porozwieszane gdzie tylko było to możliwe, podłoga świeciła od świecącego konfetti, a stoliki przyozdobione były białymi obrusami i kwiatami. Wyglądało to naprawdę magicznie.
                Czułam na sobie spojrzenia wszystkich stojących dookoła, ale to tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że wyglądam dobrze, naprawdę dobrze, a na mojej twarzy rozkwitł jeszcze większy uśmiech.
                Bal zaczął się przemówieniem dyrektora, który dziękował za wszystkie te lata, opowiadał jakieś anegdotki, a na końcu życzył nam dobrej zabawy. Zamiast niego na scenie pojawił się jakiś zespół i wszyscy zaczęli tańczyć. Nie zdążyłam odwrócić się do Brendy, kiedy ktoś złapał moją rękę i pociągnął na środek parkietu; później, przy świetle okazało się, że to chłopak siedzący za mną na matematyce. Czasem ze sobą gadaliśmy, ale nie znałam go, choć teraz to nie miało znaczenia. Przyszłam się bawić, a nie smucić.
                Braison nie opuszczał mnie przez cały bal i nie pozwalał nikomu innemu się do mnie dopchać, w pewnym sensie mi to schlebiało, ale potem czułam się osaczona jego obecnością. Gdziekolwiek się odwróciłam, tam on był. W końcu w tłumie dostrzegłam Brendę i wykręciłam się pójściem do toalety, po czym jak najszybciej zbiegłam z pola jego widzenia. Po drodze złapałam Brendę za rękę i zaciągnęłam ze sobą do łazienki.
- Weź go ode mnie, proszę! – Zwróciłam się do niej błagalnym tonem. Zmarszczyła brwi.
- Myślałam, że dobrze się bawisz.
- Chyba bawiłam… - Mruknęłam. – Już mam go dość. – Wywróciłam oczami i przejrzałam się w lustrze, co rozśmieszyło dziewczynę.
- Jakoś go od ciebie odciągnę… Ale chodź, bo zaraz gość specjalny wystąpi.
- Kto? – Zapytałam od niechcenia. Wiedziałam, że dużo pracy włożyła w ten bal, więc zaciekawił mnie fakt, że nie chce mi powiedzieć. Zmarszczyłam czoło i zacisnęłam usta, idąc za nią krok w krok. Po drodze obie złapałyśmy po kieliszku szampana, który był jedynym alkoholem dozwolonym na balu; i wmieszałyśmy się w tłum. Zajęłam się rozmową z Brendą, kiedy usłyszałam salwę oklasków i krzyków, jednak zanim się odwróciłam, usłyszałam to, co tamtego dnia.
- Jeśli serce zawsze szuka, to czy kiedykolwiek znajdzie dom? Szukałem kogoś takiego, ale nigdy nie uda mi się to samemu. Nie ma marzeń, w których nie pojawiłaby się moja miłość, więc musi istnieć milion powodów, dla których to prawda. Kiedy patrzysz w moje oczy… - Stałam jak zahipnotyzowana, wgapiając się w niego. Widziałam, że piosenka i jej słowa sprawiają mu ból, ale robił to, chyba dla mnie, inaczej wybrałby inną piosenkę, prawda? Przecież wiedział ile ta dla mnie znaczy… Ścisnęłam rękę Brendy, kiedy Nick schodził ze sceny i kierował się w naszą stronę. Widziałam się zawahał się na początku i zachwiał, ale teraz przesuwał się powoli do mnie. – Jak długo mogę czekać, by znowu być obok ciebie? Wyznam ci moją miłość w najlepszy sposób jaki mogę, bo nie zniosę już dnia bez ciebie. Jesteś światłem dzięki któremu moja ciemność znika… - Zakończył i stanął naprzeciwko mnie. Teraz mogłam dokładnie przyjrzeć się jego zapadniętym policzkom i podkrążonym oczom; nie wyglądał zbyt dobrze, ale ważne było to, że stał naprzeciwko mnie i patrzył na mnie wzrokiem pełnym miłości, to jedyne się w nim nie zmieniło. Rozpłakałam się i bez większych ceregieli rzuciłam się w jego ramiona. Tłum dookoła nas klaskał i uśmiechał się, ale liczył się on. Pocałowałam go na oczach wszystkich i czułam jego łzy na moich policzkach, a bicie jego serca zgrało się razem z moim. To bezwarunkowo był najlepszy dzień w moim życiu.
                Złapaliśmy się za ręce i po kryjomu wymknęliśmy się na ławkę przed szkołą. Na moich ramionach pojawił się dreszcz, więc Nick oddał mi swoją marynarkę. Pomimo czułego powitania, teraz siedzieliśmy nie odzywając się do siebie, w końcu cisza zrobiła się uciążliwa.
- Dobrze się z nim bawiłaś? – Zapytał ni z tego, ni z owego. Aż otworzyłam usta ze zdziwienia. Pojawiał się po tylu dniach i był zazdrosny, o jakiegoś kolesia, z którym tańczyłam? Pokręciłam głową i zacisnęłam zęby.
- Więc po to przyjechałeś, Nick? Chcesz się kłócić o to, że przez chwilę dobrze się bawiłam i zapomniałam o tym, że mnie zostawiłeś? Że zapomniałeś?
- Nie zrobiłem tego. – Zaprzeczył dobitnie i ściągnął obie wargi do siebie. – Wiesz, że musiałem tam być i nie mogłem się wyrwać ani na chwilę, to ty urządzałaś mi jakieś chore kłótnie, Miley.
- Chciałam cię tylko zobaczyć… Widocznie tylko ja tęskniłam. Ty miałeś swoje koncerty, wywiady i gorące fanki…
- Przestań! Myślisz, że chciałem tam być i zostawiać cię na tak długo?! Myślisz, że robiłem to specjalnie? Że nie dobijała mnie myśl, że siedzisz tu sama? Że mnie nie ma i nie mogę cię zobaczyć?! – Mówiąc to wstał i obrócił się do mnie plecami, po czym westchnął i złapał się za głowę; po chwili odwrócił się z powrotem i ukląkł przede mną, łapiąc moje ręce w swoje dłonie. – Myślałem o tobie każdego, pojedynczego dnia, w każdej minucie moje myśli były przy tobie, a tymczasem ty dzwoniłaś i mówiłaś, że nie tęsknię i, że mam cię gdzieś. Żaliłaś się Kevinowi, podczas gdy ja kombinowałem, co zrobić, żeby wrócić. Nie mogę rzucić kariery, bo moim braciom też na tym zależy i mam nadzieję, że kiedyś to zrozumiesz…
- Rozumiem, Nick. Szkoda tylko, że wcześniej mi tego nie powiedziałeś. Może przygotowałabym się jakoś na to, postarałabym się… Dla ciebie mogę zrobić wszystko, ale daj mi szansę. Pozwól mi być blisko ciebie. – Mówiąc to nawet nie zauważyłam, że po moich policzkach ściekają krople łez. Makijaż pewnie spływał teraz po mojej twarzy, a moje ręce trzęsły się, ale to wszystko było ze strachu, ze go stracę.
- Przecież wiesz, że nigdy cię nie zostawię, obiecałem ci i mam zamiar tej obietnicy dotrzymać, ale proszę, następnym razem porozmawiaj ze mną, zamiast od razu się obrażać.
- Przecież dzwoniłam…
- Wiem, ale ja potrzebowałem czasu, żeby sobie to wszystko przemyśleć i poukładać. Przepraszam, słonko. – Usiadł koło mnie i starł wszystkie moje łzy.
- Ja też przepraszam. – Kąciki moich ust delikatnie podniosły się do góry. Przytuliłam się do jego ciepłego ciała i czułam, że teraz mam wszystko, a następna taka sytuacja się nie powtórzy, nigdy.
                Kiedy wstaliśmy, poczułam, że Nick ściska moją rękę mocniej, spojrzałam na niego, jego twarz była blada i pot spływał mu z czoła.
- Nick, co się dzieje? – Zapytałam, kiedy on chwiał się już na nogach.
- Słabo mi. – Szepnął i złapał się za głowę. Poprosiłam, żeby usiadł, ale on nie miał już sił i padł jak martwy na ziemię. Krzyknęłam, a w ten sposób masa ludzi znalazła się wokół nas. Ktoś zadzwonił po pogotowie, ktoś sprawdzał jego tętno i uderzał w jego policzki, żeby oprzytomniał; tymczasem ja nie mogłam się ruszyć, ani niczego powiedzieć. Gorzkie łzy spływały po moich policzkach, kiedy przyjechała karetka i zabrała go na sygnale.
- Miley, chodź. – Z głosu, który do mnie przemówił, wywnioskowałam, że jest to Kevin; złapał mnie za ramię i zaprowadził do samochodu, gdzie zapiął mi pasy i ruszył z piskiem opon za karetką.
                Po chwili byliśmy już w szpitalu, a po zapytaniu o salę, biegliśmy w jej kierunku. Moje serce biło niewiarygodnie szybkim rytmem, a oczy zdążyły już wyschnąć. Zatrzymaliśmy się pod salą, akurat kiedy wychodził z niej lekarz.
- Co z nim? – Zapytałam jak tylko zamknął za sobą drzwi.
- W porządku, proszę się nie martwić. – Uśmiechnął się pogodnie. – Miał lekką zapaść, ponieważ prawdopodobnie nie brał insuliny i był odwodniony. Zostawimy go na dzień, może dwa, żeby go nawodnić i uzupełnić leki, a potem wszystko powinno być dobrze.
- Mogę do niego wejść? – Wypaliłam usłyszawszy, że z nim w porządku.
- Tak, ale tylko na moment, jest bardzo zmęczony i wolałbym, żeby odpoczywał, jednak nie wolno mi odmówić tak pięknej kobiecie. – Po raz kolejny uśmiechnął się i otworzył przede mną drzwi; następnie zwrócił się do Kevina: - A pana proszę ze mną.
                Zamknęłam za sobą drzwi i po cichu podeszłam do jego łóżka. Miał zamknięte oczy i co jakiś czas marszczył brwi, jakby intensywnie o czymś myślał, choć wiem, że prawdopodobnie coś mu się śniło. Poczułam ulgę, więc usiadłam przy nim na chwilę i złapałam jego dłoń. Zastanawiałam się, czy to przeze mnie tu wylądował, czy zrobił to ze swojej winy… Nie potrafiłam jednak odpowiedzieć sobie na to pytanie.
 Zauważyłam, że Kev czeka na mnie przed salą, więc pocałowałam go w czoło i spojrzałam na niego, uśmiechnął się delikatnie, co sprawiło, że i ja to zrobiłam. Następnie wyszłam i wraz z najstarszym Jonasem skierowałam się do domu, teraz byłam już spokojna.
                Pożegnałam się z Kevinem, który w trosce odprowadził mnie pod same drzwi, po czym weszłam do pogrążonego w ciemności domu. Zdjęłam szpilki i na palcach wchodziłam po schodach, żeby nikogo nie obudzić. Na samym czubku schodów, zauważyłam cień i wystraszona stanęłam, jednak potem zorientowałam się, że to Jason.
- Słyszałem, że Nick jest w szpitalu. – Zaczął nie ruszając się z miejsca.
- To dobrze słyszałeś.
- Tak… Szkoda, że jest tam przez ciebie. – Mruknął po chwili milczenia.
- O czym ty mówisz?
- Jak to? Nie wiesz? Twój przyjaciel Kevin nie powiedział ci, że Nick tak się o ciebie zamartwiał, że przez ponad tydzień insulina nie znikała z apteczki? Że nie jadł ani nie pił przez kilka dni i chodził praktycznie wykończony? Ah, tak, racja, pewnie nie chciał cię martwić. – W ciemności zauważyłam, że odległość między nami niebezpiecznie się zmniejszała, więc zaczęłam się bać. – Widzisz? Wykończyłaś kolejnego faceta… Nie wstyd ci?
- Jason, przestań. – Odpowiedziałam starając się panować nad głosem, który jednak zadrżał lekko, gdy wypowiadałam jego imię. Zacisnęłam jednak zęby: - To nie jest moja wina. – Mówiłam dobitnie. – Doskonale wiem o kogo ci chodzi, ale Trey… To był po prostu wypadek, z którym nie możesz sobie poradzić. Może powinieneś się zgłosić do psychologa? Mogę cię tam zabrać ze sobą…
- Nie odzywaj się tak do mnie. – Warknął i złapał mnie za nadgarstek. – To TY zabiłaś mojego brata, TY zabiłaś mojego przyjaciela i TY wykończyłaś Nicka. – Mówiąc to popychał mnie w tył, aż poczułam, że zbliżam się do schodów.
- Jason, proszę.
- Aha, teraz mnie prosisz, tak? A jak mówiłem ci, żebyś nie wprowadzała Trey’a do swojej paczki to nie słuchałaś, tak? Zabrałaś mi go, inaczej byłby tu z nami cały i zdrowy. – Jego oczy błysnęły. Pomimo tego czułam, że jego uścisk rozluźnił się, więc szarpnęłam ręką z całej siły i poczułam, że nie mam pod stopami podłoża, zaraz leciałam jak długa w dół. Poczułam mocne uderzenie w tył głowy, aż moje ciało zatrzymało się. Słyszałam krzyk Jasona i kroki po schodach, ale obraz był zamazany. Dotknęłam ręką bolącego miejsca i poczułam na dłoni coś lepkiego. Ktoś delikatnymi rękoma uderzał w moje policzki i mówił coś, ale to wszystko przestawało mieć znaczenie, bo przed sobą zauważyłam starszego brata. Miał ręce zgięte w łokciach i ubrany był w to, co miał na sobie w dzień wypadku. Uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam z lekkością.
- Trey…? 

***
Tak o to, w ten piękny dzień publikuję ostatni rozdział opowiadania. Jak na mnie wyszedł strasznie długo, ale moim zdaniem jest dość.. dobry, tak myślę. Z jednej strony szkoda, że ta historia właśnie dobiega końca, ale z drugiej strony cieszę się, bo już jestem w trakcie pisania kolejnego opowiadania :) Mam nadzieję, że będzie miało odrobinę więcej czytelników.. Chociaż strasznie chcę podziękować tym osobom, które czytały chociaż pojedyncze rozdziały, to naprawdę dużo dla mnie znaczy!
Ah, aż łezka poleciała... Niedługo zaproszę was już na epilog. :(

8 komentarzy:

  1. Kochanie, błagam uratuj ją bo ja się zapłącze na śmierć, nie rób mi tego, ona musi być z Nickiem szczęśliwa, wiem że tamci w niebie, no ale nie nie nie nie, ma zostać żywa błagam! Cudowny rozdział*.* Czekam na epilog<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Błagam Cię nie uśmiercaj naszej Smiley! :c Przecież ona musi być z Nickiem, tak idealnie do siebie pasują. <3 Z niecierpliwością czekam na epilog, szkoda tylko, że to już koniec. :c

    OdpowiedzUsuń
  3. Kobieto, co ty robisz z tymi bohaterami? Przecież to niedopuszczalne!
    Z jednej strony chciałabym, by Miley przeżyła, a z drugiej ciekawi mnie, co stałoby się po jej śmierci... :D

    OdpowiedzUsuń
  4. To chyba najpiękniejszy rozdział jaki kiedykolwiek w życiu czytałam! Jest dopracowany w nawet najmniejszym szczególe. Wspaniale, że pomiędzy Miley i Nickiem wszystko się wyjaśniło. Dziwi mnie zachowanie Jasona, ale zgaduję, że wszystko się wyjaśni w epilogu.
    Zazdroszczę Ci talentu i pomysłu na opowiadania. Pozdrawiam . < 3

    OdpowiedzUsuń
  5. kurczę, takiego rozdziału to ja już dawno nie czytałam. niejedna łezka poleciała, jednak szkoda mi że to już koniec. Absolutnie perfekcyjny. Kestrel.

    OdpowiedzUsuń
  6. bardzo piękny rozdział! kolejny raz zachwycasz swoim talentem! mam nadzieję, że jednak Miley przeżyje. tym bardziej, że teraz może być szczęśliwa z Nickiem. zachowanie Jasona jest okropne! czekam na epilog! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdział! Po prostu piękny :) Tylko bardzo ciekawi mnie co teraz stanie się z Miley. Czy wybierzesz szczęśliwe zakończenie czy może radosne? Czekam na epilog :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wzruszyłam się. Naprawdę. Rozdział świetnie napisany, trzymał w napięciu do samego końca. Wystraszył mnie wypadek Nicka, myślałam ,ze to wszystko skończy się gorzej. Na szczęście z nim wszystko będzie ok :)Nie wiadomo jednak, co z jego ukochaną. Z jednej strony chciałabym, aby Miley przeżyła, wróciła do Nicka i była po prostu szczęśliwa. Z drugiej zaś fascynują mnie smutne zakończenia. Ciekawe byłoby przedstawienie świata, w którym ona ginie, a jej bliscy muszą zmagać się z tą stratą. Tak, czy inaczej czekam na epilog, który rozstrzygnie wszystko :)
    Przepraszam, że nie komentuję, ale studia dają mi w kość, zwłaszcza, że zbliżają się egzaminy... Chciałaby tylko, abyś wiedziała, że kocham tę historię i z radością czytam kolejne rozdziały :)
    Buziaki
    Delight

    OdpowiedzUsuń

Posty