{ muzyka }
Życie nie zawsze
wybiera taki los, o jakim my marzymy. Chcemy być szczęśliwie zakochani, radośni
i w pogoni za marzeniami; jest to dla nas perfekcyjny plan, który rzadko się
spełnia.
Tak było również w
jej przypadku. Kochała, dwa razy, aż to prawie pozbawiło ją życia, a już na
pewno zmysłów. Była zakochana i goniła za marzeniami, wydawało się więc, że jej
perfekcyjny plan na życie się ziści, jednak nie to planował dla niej Bóg, los,
czy cokolwiek innego. Jej życie nie zawsze było usłane różami, ale starała się
z całych swoich sił.
Teraz jednak to
wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Siedziała tu, w zamkniętym
ośrodku, podczas gdy jej znajomi bawili się w najlepsze na studiach, nie mając
pojęcia o tym, co się zdarzyło. On jednak był przy niej cały czas.
Być może miłość jest
krucha, łamliwa i nic w niej nie jest proste, z pewnością jednak, jego miłość
do błękitnookiej dziewczyny była mocna i niezniszczalna.
Doskonale pamiętał
słowa lekarzy, którzy poświęcali jej czas. Nie mogę nic zrobić; Jestem
bezsilny; Nie ma dla niej szans; Nie wyjdzie z tego; Przykro mi. Wszystko
to do dzisiejszego dnia odbijało się dziwnym echem w jego uszach. On poświęcił
dla niej karierę, czas i siły, które w sobie jeszcze zachował, podczas gdy cała
reszta nie dawała jej najmniejszych szans. Nikt nie dbał o to, że jest młoda i
ma przed sobą całe życie, tylko on wciąż próbował.
Dzisiejszego dnia
również wybierał się do niej. Po drodze kupił małe, białe stokrotki, które tak
bardzo kochała; przywitał się z pielęgniarką i wszedł do jej pokoiku.
- Wujek Nicky! - Krzyknęła, gdy tylko zobaczyła go w drzwiach. Z
uśmiechem podbiegła do niego i rzuciła się na jego szyję. Wujek Nicky, kolejny
cios, którego nie dawał po sobie poznać. Bo jak można wytłumaczyć pięciolatce,
że to jej chłopak, a nie wujek?
Bowiem to właśnie
się stało. Na skutek feralnego upadku doznała obrażeń, które cofnęły ją do
rozwoju pięcioletniego dziecka. Całymi dniami rysowała, malowała bądź chodziła
na spacery trzymając jego dłoń, czasem wyrywała się, by gonić kolorowe motylki,
a on siedział na ławce i obserwował jaka szczęśliwa w owej chwili jest. I
pomimo tego, że cierpiał z powodu jej choroby, w tej chwili sam uśmiechał się pod
nosem.
- Cześć Śmieszko. -
Przytulił ją do siebie i ucałował jej czoło. - Przyniosłem ci kwiatki, ładne? -
Zapytał podając jej malutki bukiecik.
- Śliczne. - Niemalże wyrwała kwiaty z jego dłoni i nucąc pod nosem
jakąś melodię, ruszyła w stronę okna, aby wsadzić je do białego wazoniku z
czystą wodą. W tym czasie Nicholas przysiadł na zielonym, plastikowym krzesełku
i przeglądał jej rysunki. Niepokoiły go, więc niektóre z nich schował do
kieszeni. Najczęściej były na nich cztery osoby, w których rozpoznał Liama,
Demi i Trey'a z aureolkami nad głowami; oraz siebie gdzieś za nimi. Bał się, że
to może zaburzyć jej tok myślenia, więc jeszcze dziś miał zamiar pokazać je
lekarce.
Po kilku godzinach w
jej towarzystwie w końcu opuścił jej mały pokoik i udał się w stronę gabinetu
jej opiekunki. Zapukał i po usłyszeniu cichego „proszę”, wszedł do środka.
- Nie chcę przeszkadzać, tylko… Oglądałem dzisiaj obrazki, które Miley
narysowała i zaniepokoiły mnie, więc przyszedłem… - Grzecznie przeszedł od razu
do sedna sprawy i z kieszeni wyjął kilka kartek.
- Mogę je zobaczyć?
- Tak. – Ocknął się natychmiast i podał je lekarce. – Proszę bardzo. –
Spróbował delikatnie się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego tylko nic nie znaczący
grymas, bez niej nie umiał się śmiać.
- Nick, myślę… - Zaczęła i przetarła dłońmi oczy, po czym na jej
ustach pojawił się mały uśmiech. – Ona sobie przypomina. – Wprawiła go w szok,
którego nie doznał jeszcze nigdy w życiu, chciał śmiać się i płakać
jednocześnie ze szczęścia, w końcu ktoś dawał jej jakąkolwiek szansę!
- To co teraz? – Zapytał zniecierpliwiony i nim się obejrzał nastał
drugi dzień i pakował jej rzeczy, żeby zabrać ją do rodzinnego domu. Razem z
panią doktor doszli do wniosku, że tylko tam może w pełni dojść do zmysłów i
sprawić, aby jej życie wróciło z powrotem. W tym właśnie dniu nadzieja na nowo
zawitała do jego serca, jej rodzina widziała w tym jakiekolwiek szanse, a
bracia wspierali go bardziej niż zwykle. Ale droga do jej zdrowia była długa i
kręta, nie raz Nicholas załamywał ręce, nie raz zdawał sobie sprawę, że to nie
ma sensu i ona już nie wróci, ale jego miłość do niej sprawiła, że nigdy nie
zwątpił, choć chciał. Jego serce na to nie pozwalało.
Złapał jej dłoń i
zmierzali w stronę parku, prowadząc Elvisa na smyczy. Uważnie rozglądał się
dookoła, czy nic jej nie zagraża, ale droga była pusta, a paparazzi już dawno
dali im spokój.
- Mogę potrzymać Elviska? – Zapytała zmieniając swój głos na bardziej
dziecinny, na pewno nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Uśmiechnięty chłopak
podał jej czerwoną smycz i pozwolił, aby oddaliła się kawałek od niego.
Rozłożył mały kocyk na trawie i obserwował jak dziewczyna bawi się z psem.
Nagle stanęła w miejscu i ze ściągniętymi brwiami rozglądała się dookoła. Potem
oglądała swoje dłonie i dotykała nimi swojej twarzy. Z tętniącym sercem,
Nicholas w mgnieniu oka znalazł się naprzeciwko niej. Mówił do niej, ale ona
nie odpowiadała, jak by nic nie rozumiała. Przeraził się, może to choroba
wróciła, może będzie gorzej, może… Wszystko to jednak odeszło, kiedy ona
spojrzała głęboko w jego oczy i zalała się łzami w oszołomieniu.
- Ja pamiętam, Nick. – Szepnęła i dotknęła jego twarzy, jakby
spoglądała na niego pierwszy raz od dawna. – Jestem tu.
Nie mógł wydusić ani jednego pojedynczego słowa.
Przytulił ją tylko do siebie i nie potrafił puścić przez długi czas. Cieszył
się z każdego jej oddechu na jego karku, nawet z tego, że z początku nie
wiedziała jak go do siebie przytulić, w końcu jednak zrobiła to tak jak zawsze.
Z jego oczu polały się łzy i pociągnął nosem, nie mogąc jednak pozbyć się
uśmiechu, który rozświetlał jego twarz. Zapomniał o Elvisie, o tym, że niedługo
obiad, zapomniał o tym, że powinien oddychać, bo ona teraz była najważniejsza,
od zawsze, od pierwszego spotkania, kiedy nie spodziewała się go zobaczyć.
Kochał ją z tymi rumianymi policzkami, które zobaczył tamtej nocy, kochał ją,
kiedy płakała, choć to łamało jego serce, kochał ją nawet, kiedy drażniła się z
nim, ale najbardziej poczuł to właśnie teraz, kiedy spojrzała na niego i pamiętała.
Spojrzałam na swoje ciało, które wydawało mi się
zupełnie obce. Pamiętałam siebie jako pięcioletnią dziewczynkę, a nie jako
dorosłą kobietę. Oglądałam swoje dłonie, dotykałam swojej twarzy, aż w końcu
zauważyłam gdzie jestem, i… Pamiętałam to miejsce, pamiętałam tą łąkę i te
śliczne stokrotki, to było nasze miejsce, moje i Liama.
Obróciłam głowę, jednak zamiast niego zobaczyłam
chłopaka z burzą loków na głowie i zdziwiłam się, ale moje serce zabiło mocniej
i zrozumiałam, że musiał on być dla mnie ważny. Mówił coś do mnie, obserwowałam
jego usta, aż przypomniałam sobie nasze pocałunki, jego śpiew huczał w mojej
głowie, zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam – pamiętałam go.
- Ja pamiętam, Nick. – Szepnęłam, dotykając jego twarzy. – Jestem tu. –
Przytulił mnie do siebie i na początku nie bardzo wiedziałam, jak się zachować,
ale i to przyszło do mnie chwilę później. Zamknęłam oczy, będąc otulona jego
ramionami i kilka łez wyleciało z moich oczu i poturlało się po policzkach.
Widziałam, że on też płakał, ale jednocześnie uśmiechał się i zrozumiałam, że
kocham go, nieważne, że nie pamiętałam kilku dni, miesięcy, może lat, nie wiem;
ale pamiętałam wszystkie uczucia kierowane w jego stronę. Pamiętałam jego
ciepły dotyk, ciche słówka i chrypkę, której uwielbiałam słuchać.
Wspięłam się na
palce i pocałowałam jego usta, przez które przypomniałam sobie wszystko, co
związane było z nim i byłam szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa, a nic innego nie
miało znaczenia.
Szczekanie psa oderwało
nas od siebie, to Elvis, pamiętam go. Kucnęłam i pogłaskałam go po złotej
sierści, polizał mój policzek i odbiegł w stronę Nicka, w końcu biegał w kółko
wokół nas i szczekał machając jednocześnie ogonem. Zaśmiałam się i przytuliłam
do Nicka. Wsłuchałam się w bicie jego serca i przypominając sobie wszystko to,
co było wcześniej, zdałam sobie sprawę, że to najszczęśliwsza chwila w moim
życiu.
Dzisiaj mam 36 lat. Czy moje życie się zmieniło?
Sadzę, że tak. Na serdecznym palcu lśni złota obrączka, wokół mnie biega dwójka
wspaniałych dzieci, a mój mąż jest światowej klasy muzykiem, który w wolnym
czasie poświęca się pomocy innym ludziom, zachowując przy tym oczywiście czas
dla rodziny i osobno dla nas dwojga.
W moim brzuchu dojrzewa kolejne życie i ta
świadomość napawa mnie jeszcze większym szczęściem. Wiem, że nie muszę martwić
się o pieniądze ani o nic, bo spokojnie byłoby nas stać na utrzymanie kilku
innych rodzin, ale wszystko co mamy zostanie dla naszych dzieci, więc oboje
jesteśmy rozsądni.
Jeśli chodzi o szkołę – ukończyłam literaturę
kilka lat po dojściu do zdrowia, potem jednak zajęłam się psychologią, to
zaczęło mnie fascynować, nawet bardziej niż literatura. Teraz pomagam osobom,
które znalazły się w tej samej sytuacji co ja.
Moja choroba to drażliwy temat dla mojej rodziny,
właściwie to dla Nicka. Nie lubi mówić o tamtych latach, myślę, że stara się
zapomnieć, ale ja chciałabym dowiedzieć się, co się ze mną działo.
Prawdopodobnie tylko chęci mi zostają, bo mój uparty mąż nie chce pisnąć ani
słówka. Ale cieszę się, teraz mam nowe życie, w którym jestem bezgranicznie
szczęśliwa, a wszystkie złe chwile odeszły, jakimś cudem ich nie pamiętam, a
lekarze nie znają tego przyczyny. Nie dociekam, cieszę się tym, co mam.
Zostawiłam dzieci pod opieką Nicka i spokojnym
krokiem podążałam w stronę cmentarza. Starałam się być tu chociaż raz na
miesiąc, w końcu leżał tu mój brat, przyjaciółka i chłopak. Stawiałam kwiaty,
znicz i modliłam się do nich wszystkich, żeby dali mi siły na resztę życia.
Czasem czułam ich delikatną obecność, kiedy byłam sama. Zamykałam wtedy oczy i
wyobrażałam sobie, jak wyglądałoby teraz moje życie… ? W takich właśnie
chwilach dwójka moich dzieci wpadała do pokoju i prosiła o poczytanie im bajek,
czy obejrzenie czegoś w telewizji. Potem robiliśmy popcorn, zapełnialiśmy szklanki
sokiem i robiliśmy to na co mieliśmy ochotę. Dawałam im wszystko, co mogłam,
tak jak Nick i chyba są szczęśliwi, tak myślę. Mogłabym kupić im każdą zabawkę,
jaką wyprodukują, ale tak naprawdę im zależy na rodzicach, co dają nam do
zrozumienia codziennie.
Dwa miesiące później urodziłam drugą córkę –
Lilianne Letice Jonas. Mała stała się naszym trzecim oczkiem w głowie i oboje
czuliśmy, że mamy wszystko to, na co pracuje się przez całe życie.
I tu właśnie kończy się moja historia, całuję
męża i mówię mu, że go kocham, a on odpowiada tym samym. Możecie myśleć sobie
co chcecie, ale ja wiem, że miłość może przezwyciężyć wszystko. Mogłabym
wykrwawić się dla niego, spalić, mogłaby spać na mnie największa tortura – dla
niego zniosłabym wszystko, bo taką moc ma właśnie miłość. W niej wszystko jest możliwe,
trzeba tylko uwierzyć.
When you feel my heat, look into my eyes...
It's where my demons hide, it's where my demons hide.
It's where my demons hide, it's where my demons hide.
***
Kończę opowiadanie w dniu swoich osiemnastych urodzin. Tak zaplanowałam - tak jest. Dla mnie to dobry dzień, a ten blog już po prostu musiał się skończyć... Chciałam zrobić prezent wam i sobie, więc o to epilog. Mam nadzieję, że nie jest taki zły na jaki wygląda w moich oczach - nic lepszego nie mogłam napisać... Żałuję, że kończę to opowiadanie, bo przywiązałam się do niego, ale właściwie już zaczęłam pisać następne, więc na pewno tak szybko się mnie nie pozbędziecie :) Łezka się potoczyła, a jak... Zawsze płaczę przy zakończeniach :D
No więc moi mili - Do napisania!
Po prostu rozpłakałam się czytając ostatnie linijki rozdziału! Epilog jest przecudowny, cieszę się, że Miley i Nick są ze sobą szczęśliwi i tak pięknie ułożyli sobie życie!<3 Już nie mogę doczekać się nowego opowiadania!
OdpowiedzUsuńPiękne, kocham szczęśliwe zakończenia, nie wyobrażam sobie by miałoby być inaczej. Będę tęsknić za tym opowiadaniem, ale mam nadzieje że stworzysz jakieś nowe, które będzie równie dobre, a może i lepsze od tego. Pozdrawiam xo.
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się takiego zakończenia. To wszystko zachwyciło mnie. Ledwo powstrzymywałam się od łez. Cieszę się że Miley jest szczęśliwa i odnalazła w życiu wszystko co dobre. Gratuluję świetnego pomysłu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Morgos < 3
Z jednej strony szkoda, że to koniec, a z drugiej cieszę się, bo mogłam przeczytać tak wspaniały epilog :) Naprawdę. Odwaliłaś kawał dobrej roboty - nie spodziewałam się w ogóle czegoś takiego. Ktoś mógłby powiedzieć, że szczęśliwe zakończenie jest banalne, ale przecież ten wątek z chorobą... No cudnie! Czytałam już parę twoich epilogów, ale nadal mnie zaskakujesz :) Czekam z niecierpliwością na twojego kolejne opowiadanie! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego! :D Szkoda, że skończyłaś to opowiadanie, ale mam nadzieję, że zaczniesz pisać nowe :) Dobrze, że skończyło się szczęśliwie, chociaż musiałaś małą szpilkę wbić xd.
OdpowiedzUsuńKochanie, czytałam to jak każdy Twój rozdział na którykolwiek blogu z wzruszeniem i łzami które zostały w moich oczach. Jest niesamowity, podoba mi się i mam nadzieję, że szybko ujrzę kolejną twoją twórczość, szczerze pierwszy raz to taki epilog i nigdy nie zestknęłam się z podobnym pomysłem tym bardziej gratulacje, no i pijanej osiemnastki, staruszko;****
OdpowiedzUsuńświetny epilog. zakończyłaś swoje opowiadanie w pięknym stylu! najważniejsze jest to, Miley i Nick są razem pomimo tak trudnej drogi do szczęścia. cudowny szablon!
OdpowiedzUsuń100 lat!!! :D
Piękne. Początek bardzo mnie zdziwił, niespodziewałam się tego, ale końcówka była GENIALNA! Naprawdę się wzruszyłam <3
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejne opowiadanie ;*
Wszystkiego najlepszego! (choć wiem, że to lekko przedawnione) :P
OdpowiedzUsuńEpilog jest naprawdę świetny. Cieszę się, że Miley w końcu doznała szczęścia i jej nie uśmierciłaś ani nie pozostawiłaś w stanie choroby. Jednak jeszcze większą radość sprawiło mi to, że piszesz kolejne opowiadanie! Czekam na informację o nowym blogu.
Cudowny epilog! Byłam szalenie zaskoczona, że stan Miley objawił się cofnięciem do psychiki małego dziecka. Na szczęście wszystko wróciło do normy. W końcu zarówno M. jak i N. są szczęśliwi. I to szczęśliwi razem ;) Gdy czytałam drugą część, cały czas się usmiechałam. Wzruszajaca końcówka ;) Cieszę sie, że nie znikasz ;) Czekam na info o nowym blogu ;)
OdpowiedzUsuńSpóźnione, ale szczere: Spełnienia marzeń!
Buziaki
Delight