Ześliznęłam
się z parapetu, kiedy rdzawo czerwony budzik wybił siódmą rano i normalnie
teraz budziłabym się dopiero do szkoły. Tymczasem ja spędziłam pół nocy siedząc
przy oknie i wpatrując się w ciemną ulicę, którą swego czasu oświetlały wysokie
latarnie.
Zwinnym
ruchem wzięłam go do ręki i wyłączyłam, a cały dom ponownie pogrążył się w
ciszy. Wyjęłam z szafki przygotowane wcześniej ubrania i weszłam do swojej
łazienki.
Zamknęłam
zeszyt, kiedy dzwonek na lekcje zadzwonił. Włożyłam go do torby i oparłszy się
na ręce, wstałam. Jak zwykle trzymałam się z boku klasy, z lekką zazdrością
obserwując jak wszyscy moi dawni znajomi rozmawiają ze sobą i śmieją się.
Przecież kiedyś byłam taka sama…
Momentalnie
odwróciłam wzrok, kiedy wszyscy nagle spojrzeli na mnie, chyba zauważyli, że im
się przyglądam. Opuściłam trochę głowę i w duchu modliłam się, aby nauczycielka
już tu była. Nigdy aż tak nie spieszyło mi się na lekcję. Wiedziałam, że jeśli
nikt się nie zjawi, oni po raz kolejny zabawią się moją osobą. Zawsze tak było.
Pogrążona
we własnych myślach, ze wzrokiem jak zwykle skierowanym za okno, siedziałam w
klasie. W ostatniej ławce pod oknem.
Znów
padał deszcz. Choć prawdę mówiąc, ja lubiłam taką pogodę, bo idealnie oddawała
mój stan. Wiecznie rozżalona, pogrążona we własnych myślach, bijąca się ze sobą
w środku nastolatka. Cóż, nigdy taka nie byłam, to moja osobista, choć
rozpisywana w gazetach, tragedia się do tego przyczyniła. Ale taka właśnie
jestem, nowa Ja. Niemająca kontroli nad swoim życiem, nieposiadająca na nie
pomysłu, ale wciąż zapatrzona w przeszłość, którą najchętniej... wymazałaby z
pamięci? Zostawiła? Chciała pamiętać? Ale czy to nie dość paradoksalne?
Przeszłość, a bynajmniej moja nie należy do zbytnio kolorowych, nie licząc
oczywiście niektórych momentów. Więc czy powinnam chcieć o niej pamiętać?
Po
szkole nigdy specjalnie nie spieszyłam się do domu. Szare ściany mojego pokoju
z czasem zaczynały się zlewać, może to dlatego, że dopiero w nocy nabierały
'koloru'? Opadała na nie wtedy granatowa poświata, w niektórych miejscach
poprzeplatana białymi przebłyskami. Wyglądały wtedy zupełnie inaczej niż w
dzień, bardziej... magicznie?
Od
kiedy mój tata zaczął wyjeżdżać w długie delegacje, do domu wracałam najpóźniej
jak mogłam. Jadłam coś i zamykałam się w pokoju. Z nikim nie rozmawiałam, bo
nikt mnie już naprawdę nie rozumiał...
Zazwyczaj
przesiadywałam sama. Choć w sumie nie, tak było zawsze. Robiłam lekcję, uczyłam
się do późna i kładłam spać. Choć już od dawna cierpiałam na bezsenność, a noce
przesiadywałam przy oknie, rzadko kiedy zdarzało się, żebym zasnęła choć na
chwilę. Śniły mi się wtedy koszmary, w których non stop przewijała się scena z
ubiegłego roku... Jeśli mam być szczera, to przyznam, że boję się spać. Boję
się zamknąć oczy, spojrzeć w lustro, w obawie, że zobaczę w nim kogoś oprócz
mnie. Nie zniosłabym tego kolejny raz.
Za
szkołą skręciłam w prawo. Po przejściu przez wąską uliczkę, znalazłam się na
polanie, na którą kiedyś On mnie zaprowadził... Zawsze tu przychodziliśmy żeby
pobyć tylko we własnym towarzystwie, tylko we dwoje...
Rozpamiętywanie
chwil z Nim spędzonych bolało, ale ja wciąż to robiłam. To dawało mi pewne
poczucie bezpieczeństwa, że On gdzieś tam jest, że możliwe, iż patrzy teraz na
mnie, że czuwa nade mną, dopóki jeszcze tu jestem... W pewnym też sensie ból po
Nim przypominał mi również, że On w ogóle istniał, że był przy mnie.
Ciepły
dotyk, miękkie usta, czułe spojrzenie… - pamiętam wszystko, co z Nim związane.
Najdrobniejszą chwilę, najmniejsze uchwycone w przerwie spojrzenie, najcichsze
słowo wypowiedziane w moim kierunku... Kocham Cię.
Kucnęłam
i zerwałam śnieżno - białą stokrotkę. Zaśmiałam się gardłowo, kiedyś dostawałam
je codzienne, a teraz sama muszę je zbierać, czy kupować. Zerwałam drugą, a
potem jeszcze kilka, aż w końcu miałam mały bukiecik, podobny do tego, którym
On zawsze mnie obdarowywał. Usiadłam w cieniu drzewa i oparłam się o jego pień.
Przymknęłam powieki, a z pod nich od razy wypłynęły dwie strużki łez, które
samotnie potoczyły się po moich policzkach.
Wciąż
pamiętam... Uderzenie, pisk najlepszej przyjaciółki, ostatnie spojrzenie brata,
ostatnie jego objęcie, i moment, kiedy mój ukochany krztusząc się swoją własną
krwią zamykał powieki... Na zawsze.
Na
siłę, dzień w dzień rozpamiętywałam to wydarzenie. Ja chyba nie chciałam
zapomnieć. Nie chciałam, żeby w jakikolwiek sposób zatarło się to w mojej
pamięci, żeby oni poszli w niepamięć... Nie chciałam, nigdy.
Jak
to miałam w zwyczaju, do domu wróciłam późnym wieczorem. Zdjęłam buty w przed
pokoju i niezauważona przemknęłam przez korytarz, prosto do kuchni. Wyjęłam
chleb i zrobiłam sobie kanapki, zagrzałam wodę na herbatę. Usiadłam przy stole
i oparłszy głowę na ręce, tempo wpatrywałam się w zielony blat.
- Mamo? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos brata, który
dopiero, co wrócił do domu. Słyszałam wyraźne odgłosy kroków, co pozwalało mi
twierdzić, że zmierza do tego samego pomieszczenia, w którym jestem ja.
Kilkanaście sekund później zgodnie z moimi przewidywaniami zawitał do kuchni. -
Gdzie mama? - Zapytał nieprzyjaznym, jak to miał w stosunku do mnie, tonem.
Podniosłam na niego wzrok i wzruszyłam ramionami. - No tak, po co pytałem... -
Mruknął do siebie. Podszedł do szafki i nalał sobie do szklanki soku.
- Ktoś mnie wołał? - Kolejną chwilę później w kuchni
pojawiła się mama.
- Tak, ja. - Mój brat odezwał się ochoczo, odłożył
szklankę i zabrał zakupy, jakie mama trzymała w rękach.
- Coś się stało? - Zapytała zmartwiona.
- Nie! - Zaśmiał się. - Ale mam do ciebie pytanie...
Bo... Dzwonili Jonasi, przed chwilą i... Mają przerwę w trasie i pytali, czy...
Mogliby się u nas zatrzymać? - Wydusił na jednym tchu i niepewnie spojrzał na
matkę. Jej twarz rozjaśniła się, rozpromieniała, a na usta wkradł się szeroki
uśmiech.
- Moi kochani... - Szepnęła pod nosem. - Oczywiście,
że mogą przyjechać, dzwoń do nich, ale już! I nie zapomnij ich ode mnie
pozdrowić!
- Dzięki mamo! - Uśmiechnął się i ucałował jej
policzek.
Woda
na moją herbatę zagrzała się i mogłam ją zalać. Przełożyłam torbę przez ramię,
zabrałam przygotowane jedzenie i ruszyłam w stronę pokoju.
- Młoda! - Usłyszałam za sobą i chcąc, czy też nie,
musiałam się zatrzymać. - Kiedy przyjadą, nie przebywaj zbyt często na dole,
okej? Nie chcę, żebyś ich wystarczyła... - Kolejny raz skinęłam głową, w
zgodzie na polecenie brata, który powiedziawszy to roześmiał mi się prosto w
twarz.
Wiesz,
co, Jason? Nienawidzę Cię.
Dokończyłam
ostatnią kanapkę i zapaliłam małą lampkę stojącą w rogu biurka. Za oknem
zrobiło się już ciemno, ale czemu się dziwić, dochodziła 22. Westchnęłam, po
czym wyjęłam z torby wszystkie swoje zeszyty. Czas zabrać się za lekcję...
Oderwałam
się od książek i wstałam, chcąc rozprostować zastałe kości. Wytężając wzrok w
ciemnościach rozejrzałam się sie dookoła. Na drodze swojego wzroku napotkałam
ciemne, zakurzone pudełko, leżące na szafce. Zmarszczyłam brwi i podsuwając
sobie wcześniej krzesło, sięgnęłam je. Uklękłam na jedno kolano i wysypałam
jego zawartość na podłogę.
'
Wszystkiego Najlepszego w dniu urodzin' przeczytałam na odwrocie, po czym
obróciłam kartkę w ręce. Z drugiej strony byliśmy my, na szarym zdjęciu.
Przymknęłam
powieki, spod których zaraz wypłynęły łzy, kolejny już raz. Jestem
beznadziejna, przyznajmy to w końcu.
Drżącymi
rękoma przeglądałam wszystkie zdjęcia, które znajdowały się tam. Z okazji
urodzin, imienin, walentynek, dnia kobiet, były tam wszystkie rzeczy, które od
Niego dostałam. Oglądałam je dokładnie, chcąc przypomnieć sobie wcześniejsze
szczęśliwe dni przy Jego boku. W końcu oparłam się o ścianę, płacząc głośno.
Nie obchodziło mnie to, że ktoś słyszy. Wiedziałam, że mama jak i Jason już
dawno śpią, a nawet gdyby tak nie było to i tak by tu nie przyszli. Przecież
Oni się mną nie przejmowali. Nie teraz, kiedy obwiniali mnie o tamto
wydarzenie. Nigdy nie dowiedzieli się, co dokładnie wtedy się stało, bo woleli
słuchać wiadomości i czytać gazety, w których wypisane były same kłamstwa, niż
wysłuchać tego, co ja mam do powiedzenia. Woleli wierzyć w kłamstwa, choć dla
mnie brzmi to co najmniej paradoksalnie.
Zamknęłam
pudełko, która teraz znalazło nowe miejsce w centralnym miejscu mojego biurka.
Nie ocierając łez, usiadłam na łóżku, wyglądając zza okna na rozgwieżdżone
niebo. Miałam nadzieję, że gdzieś tam jesteś…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz