czwartek, 26 lipca 2012

01. Miałam nadzieję, że gdzieś tam jesteś...


            Ześliznęłam się z parapetu, kiedy rdzawo czerwony budzik wybił siódmą rano i normalnie teraz budziłabym się dopiero do szkoły. Tymczasem ja spędziłam pół nocy siedząc przy oknie i wpatrując się w ciemną ulicę, którą swego czasu oświetlały wysokie latarnie.
            Zwinnym ruchem wzięłam go do ręki i wyłączyłam, a cały dom ponownie pogrążył się w ciszy. Wyjęłam z szafki przygotowane wcześniej ubrania i weszłam do swojej łazienki.

            Zamknęłam zeszyt, kiedy dzwonek na lekcje zadzwonił. Włożyłam go do torby i oparłszy się na ręce, wstałam. Jak zwykle trzymałam się z boku klasy, z lekką zazdrością obserwując jak wszyscy moi dawni znajomi rozmawiają ze sobą i śmieją się. Przecież kiedyś byłam taka sama…
            Momentalnie odwróciłam wzrok, kiedy wszyscy nagle spojrzeli na mnie, chyba zauważyli, że im się przyglądam. Opuściłam trochę głowę i w duchu modliłam się, aby nauczycielka już tu była. Nigdy aż tak nie spieszyło mi się na lekcję. Wiedziałam, że jeśli nikt się nie zjawi, oni po raz kolejny zabawią się moją osobą. Zawsze tak było.
           
            Pogrążona we własnych myślach, ze wzrokiem jak zwykle skierowanym za okno, siedziałam w klasie. W ostatniej ławce pod oknem.
            Znów padał deszcz. Choć prawdę mówiąc, ja lubiłam taką pogodę, bo idealnie oddawała mój stan. Wiecznie rozżalona, pogrążona we własnych myślach, bijąca się ze sobą w środku nastolatka. Cóż, nigdy taka nie byłam, to moja osobista, choć rozpisywana w gazetach, tragedia się do tego przyczyniła. Ale taka właśnie jestem, nowa Ja. Niemająca kontroli nad swoim życiem, nieposiadająca na nie pomysłu, ale wciąż zapatrzona w przeszłość, którą najchętniej... wymazałaby z pamięci? Zostawiła? Chciała pamiętać? Ale czy to nie dość paradoksalne? Przeszłość, a bynajmniej moja nie należy do zbytnio kolorowych, nie licząc oczywiście niektórych momentów. Więc czy powinnam chcieć o niej pamiętać?

            Po szkole nigdy specjalnie nie spieszyłam się do domu. Szare ściany mojego pokoju z czasem zaczynały się zlewać, może to dlatego, że dopiero w nocy nabierały 'koloru'? Opadała na nie wtedy granatowa poświata, w niektórych miejscach poprzeplatana białymi przebłyskami. Wyglądały wtedy zupełnie inaczej niż w dzień, bardziej... magicznie?
            Od kiedy mój tata zaczął wyjeżdżać w długie delegacje, do domu wracałam najpóźniej jak mogłam. Jadłam coś i zamykałam się w pokoju. Z nikim nie rozmawiałam, bo nikt mnie już naprawdę nie rozumiał...
            Zazwyczaj przesiadywałam sama. Choć w sumie nie, tak było zawsze. Robiłam lekcję, uczyłam się do późna i kładłam spać. Choć już od dawna cierpiałam na bezsenność, a noce przesiadywałam przy oknie, rzadko kiedy zdarzało się, żebym zasnęła choć na chwilę. Śniły mi się wtedy koszmary, w których non stop przewijała się scena z ubiegłego roku... Jeśli mam być szczera, to przyznam, że boję się spać. Boję się zamknąć oczy, spojrzeć w lustro, w obawie, że zobaczę w nim kogoś oprócz mnie. Nie zniosłabym tego kolejny raz.
            Za szkołą skręciłam w prawo. Po przejściu przez wąską uliczkę, znalazłam się na polanie, na którą kiedyś On mnie zaprowadził... Zawsze tu przychodziliśmy żeby pobyć tylko we własnym towarzystwie, tylko we dwoje...
            Rozpamiętywanie chwil z Nim spędzonych bolało, ale ja wciąż to robiłam. To dawało mi pewne poczucie bezpieczeństwa, że On gdzieś tam jest, że możliwe, iż patrzy teraz na mnie, że czuwa nade mną, dopóki jeszcze tu jestem... W pewnym też sensie ból po Nim przypominał mi również, że On w ogóle istniał, że był przy mnie.
            Ciepły dotyk, miękkie usta, czułe spojrzenie… - pamiętam wszystko, co z Nim związane. Najdrobniejszą chwilę, najmniejsze uchwycone w przerwie spojrzenie, najcichsze słowo wypowiedziane w moim kierunku... Kocham Cię.
            Kucnęłam i zerwałam śnieżno - białą stokrotkę. Zaśmiałam się gardłowo, kiedyś dostawałam je codzienne, a teraz sama muszę je zbierać, czy kupować. Zerwałam drugą, a potem jeszcze kilka, aż w końcu miałam mały bukiecik, podobny do tego, którym On zawsze mnie obdarowywał. Usiadłam w cieniu drzewa i oparłam się o jego pień. Przymknęłam powieki, a z pod nich od razy wypłynęły dwie strużki łez, które samotnie potoczyły się po moich policzkach.
            Wciąż pamiętam... Uderzenie, pisk najlepszej przyjaciółki, ostatnie spojrzenie brata, ostatnie jego objęcie, i moment, kiedy mój ukochany krztusząc się swoją własną krwią zamykał powieki... Na zawsze.
            Na siłę, dzień w dzień rozpamiętywałam to wydarzenie. Ja chyba nie chciałam zapomnieć. Nie chciałam, żeby w jakikolwiek sposób zatarło się to w mojej pamięci, żeby oni poszli w niepamięć... Nie chciałam, nigdy.

            Jak to miałam w zwyczaju, do domu wróciłam późnym wieczorem. Zdjęłam buty w przed pokoju i niezauważona przemknęłam przez korytarz, prosto do kuchni. Wyjęłam chleb i zrobiłam sobie kanapki, zagrzałam wodę na herbatę. Usiadłam przy stole i oparłszy głowę na ręce, tempo wpatrywałam się w zielony blat.
- Mamo? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos brata, który dopiero, co wrócił do domu. Słyszałam wyraźne odgłosy kroków, co pozwalało mi twierdzić, że zmierza do tego samego pomieszczenia, w którym jestem ja. Kilkanaście sekund później zgodnie z moimi przewidywaniami zawitał do kuchni. - Gdzie mama? - Zapytał nieprzyjaznym, jak to miał w stosunku do mnie, tonem. Podniosłam na niego wzrok i wzruszyłam ramionami. - No tak, po co pytałem... - Mruknął do siebie. Podszedł do szafki i nalał sobie do szklanki soku.
- Ktoś mnie wołał? - Kolejną chwilę później w kuchni pojawiła się mama.
- Tak, ja. - Mój brat odezwał się ochoczo, odłożył szklankę i zabrał zakupy, jakie mama trzymała w rękach.
- Coś się stało? - Zapytała zmartwiona.
- Nie! - Zaśmiał się. - Ale mam do ciebie pytanie... Bo... Dzwonili Jonasi, przed chwilą i... Mają przerwę w trasie i pytali, czy... Mogliby się u nas zatrzymać? - Wydusił na jednym tchu i niepewnie spojrzał na matkę. Jej twarz rozjaśniła się, rozpromieniała, a na usta wkradł się szeroki uśmiech.
- Moi kochani... - Szepnęła pod nosem. - Oczywiście, że mogą przyjechać, dzwoń do nich, ale już! I nie zapomnij ich ode mnie pozdrowić!
- Dzięki mamo! - Uśmiechnął się i ucałował jej policzek.
            Woda na moją herbatę zagrzała się i mogłam ją zalać. Przełożyłam torbę przez ramię, zabrałam przygotowane jedzenie i ruszyłam w stronę pokoju.
- Młoda! - Usłyszałam za sobą i chcąc, czy też nie, musiałam się zatrzymać. - Kiedy przyjadą, nie przebywaj zbyt często na dole, okej? Nie chcę, żebyś ich wystarczyła... - Kolejny raz skinęłam głową, w zgodzie na polecenie brata, który powiedziawszy to roześmiał mi się prosto w twarz.
             Wiesz, co, Jason? Nienawidzę Cię.

            Dokończyłam ostatnią kanapkę i zapaliłam małą lampkę stojącą w rogu biurka. Za oknem zrobiło się już ciemno, ale czemu się dziwić, dochodziła 22. Westchnęłam, po czym wyjęłam z torby wszystkie swoje zeszyty. Czas zabrać się za lekcję...

            Oderwałam się od książek i wstałam, chcąc rozprostować zastałe kości. Wytężając wzrok w ciemnościach rozejrzałam się sie dookoła. Na drodze swojego wzroku napotkałam ciemne, zakurzone pudełko, leżące na szafce. Zmarszczyłam brwi i podsuwając sobie wcześniej krzesło, sięgnęłam je. Uklękłam na jedno kolano i wysypałam jego zawartość na podłogę.
            ' Wszystkiego Najlepszego w dniu urodzin' przeczytałam na odwrocie, po czym obróciłam kartkę w ręce. Z drugiej strony byliśmy my, na szarym zdjęciu.
            Przymknęłam powieki, spod których zaraz wypłynęły łzy, kolejny już raz. Jestem beznadziejna, przyznajmy to w końcu.
            Drżącymi rękoma przeglądałam wszystkie zdjęcia, które znajdowały się tam. Z okazji urodzin, imienin, walentynek, dnia kobiet, były tam wszystkie rzeczy, które od Niego dostałam. Oglądałam je dokładnie, chcąc przypomnieć sobie wcześniejsze szczęśliwe dni przy Jego boku. W końcu oparłam się o ścianę, płacząc głośno. Nie obchodziło mnie to, że ktoś słyszy. Wiedziałam, że mama jak i Jason już dawno śpią, a nawet gdyby tak nie było to i tak by tu nie przyszli. Przecież Oni się mną nie przejmowali. Nie teraz, kiedy obwiniali mnie o tamto wydarzenie. Nigdy nie dowiedzieli się, co dokładnie wtedy się stało, bo woleli słuchać wiadomości i czytać gazety, w których wypisane były same kłamstwa, niż wysłuchać tego, co ja mam do powiedzenia. Woleli wierzyć w kłamstwa, choć dla mnie brzmi to co najmniej paradoksalnie. 
            Zamknęłam pudełko, która teraz znalazło nowe miejsce w centralnym miejscu mojego biurka. Nie ocierając łez, usiadłam na łóżku, wyglądając zza okna na rozgwieżdżone niebo. Miałam nadzieję, że gdzieś tam jesteś…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Posty