czwartek, 26 lipca 2012

02. Nie poddawaj się, nigdy.


            Ja i mój brat zawsze byliśmy przeciwieństwami. Mimo tego zawsze jakoś dogadywaliśmy się z wyjątkiem kilku kłótni i… Wydarzenia, które stanęło na drodze całej Naszej rodziny. W końcu wszyscy się zmieniliśmy. On cieszył się z przyjazdu Jonasów, czy kogoś tam, jak głupie, małe dziecko, moje odczucia jednak były odwrócone o 180 stopni. Nie chciałam, żeby przyjeżdżali, ani żeby mieszkali w moim domu. Jestem pewna, że będą czuli się w nim lepiej ode mnie. Przecież każdy czułby się tu lepiej niż ja. W końcu kiedy taty nie ma, ja jestem jak cień. Zupełnie niewidoczna.
            Milcząca jak dotąd komórka w końcu się odezwała. Nie musiałam patrzeć na jej wyświetlacz, żeby wiedzieć kto dzwoni. Jeszcze jakiś czas temu mogłabym się zastanawiać, dzisiaj jednak już nie.
- Cześć tato. – Przywitałam się i przykładając komórkę do ucha, usiadłam na łóżku, opierając się plecami o zimną ścianę.
- Cześć kochanie. – Przywitał się, a Jego głos jak zwykle złagodził wszystkie moje zmysły. Nawet mogłabym przysiąc, że się uśmiechnął. – Jak się czujesz? – Zapytał tak jak zwykle.
- Dobrze, tato. – A ja jak zawsze odpowiedziałam kłamstwem. – Kiedy wracasz?
- Miley… - Westchnął. – Wytrzymaj jeszcze trochę, proszę. – Zdecydowanie popsułam Jego humor. Ale nic nie poradzę na to, że zawsze działam destruktywnie.
- Nie rozumiem dlaczego nie możesz zabrać mnie do siebie…
- Rozmawialiśmy już o tym. – Westchnął po raz kolejny. – Tu nie ma warunków dla dziecka..
- Mam 17 lat. – Wtrąciłam.
- Nie miałabyś gdzie spać, mam jedno łóżko. – Kontynuował.
- Wystarczy mi materac…
- I jedną łazienkę…
- Wiesz, że nie spędzam w niej dużo czasu.
- Nie zabiorę Cię tutaj.
- Dlaczego nie? – Zapłakałam. – Ja się tu duszę, tato! Powoli odchodzę, ale widocznie nikogo to nie obchodzi. Ja już nie mam nikogo oprócz ciebie, tato! Mam tego wszystkiego dość. Ty nie chcesz dopuścić mnie do siebie, a mama i Jason nienawidzą mnie z całego serca. Ile można tego wszystkiego znosić, hm? –Zapytałam wzburzona i  rozłączyłam się m ciskając komórką w kąt. Pewnie trochę potrwa zanim znów się odezwie…
            Ułożyłam się na plecach i tępo wpatrywałam w poszarzały sufit. Nawet nie próbowałam zasnąć, to i tak by się nie udało.
- Miley! – Usłyszałam głos mamy, na który każda komórka mojego ciała zareagowała inaczej. Nie podniosłam się jednak żeby do Niej zejść. Przymknęłam tylko powieki spod których wypłynęło kilka łez. Chciałabym Cię nienawidzić mamo, ale za bardzo Cię kocham, żeby to zrobić. – Drugi raz już się nie odezwała.

            Weszłam do szkoły, gdzie moje zmartwienia musiały zejść na dalszy plan. Zawsze schodziły, bo doskonale wiedziałam, że nauka jest ważna, jeśli kiedykolwiek chcę wyprowadzić się z domu i opuścić rodzinne miasto. A chciałam, jak najszybciej.
            Zajęłam swoje miejsce w ostatniej ławce pod oknem. Deszcz w końcu przestał padać i zza chmur wynurzyło się słońce. Normalnie uśmiechnęłabym się, teraz jednak w ogóle mnie to nie obchodziło.
- Otwórzcie książki na 69 stronie i zapiszcie temat. – Usłyszałam polecenie nauczycielki, której wcześniej nie zauważyłam. – Podzielę Was teraz na trzyosobowe grupy i podam temat pracy, którą razem zrobicie. Jedziemy według listy.

            Wolnym krokiem wracałam do domu. Nie było przecież do czego się spieszyć. Przysiadłam na jednej z ławek w parku i rozglądałam się dookoła, na twarzy mając delikatny uśmiech, co u mnie raczej było rzadkością. Kiedyś przychodziłam tu często. Pamiętam kiedy jesienną porą on ganiał za mną pośród drzew, próbując przewrócić mnie w potężną kupę złotych liści. Zawsze w takich chwilach miał w oczach charakterystyczny dla niego błysk. To mi dawało znać, że jest mu dobrze, że jest szczęśliwy. Swego czasu ja też byłam, aż do wtedy.
            Wstałam i ruszyłam przed siebie, w dłoniach trzymając pojedynczy złocisty listek. Kierowałam się na cmentarz, zbyt długo tam nie byłam. Po drodze kupiłam trzy świeczki chcąc zapalić po jednej na grobie każdej niegdyś najbliższej mi osobie, dziś już takiej nie mam. Uklękłam na kolano przy grobie przyjaciółki i przyglądałam się jej zdjęciu widniejącym na skromnym nagrobku. Uśmiechała się z niego do mnie, mając swój szeroki uśmiech. Wiedziałam, że zdjęcie wykonane było specjalnie do legitymacji szkolnej, ale jednak cieszyło mnie, że nawet w takiej sytuacji ona była pogodnie uśmiechnięta. Raczej większość z nas nie lubi wizyt u fotografa poprawiającego każdy nas włos opadający na czoło. No, przynajmniej ja do takich osób należałam. Demi jednak zawsze była inna, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ona potrafiła cieszyć się najmniejszą rzeczą na świecie, nawet lizakiem. Teraz zastanawia mnie jednak, co taka osoba jak ona zrobiłaby na moim miejscu?
            Przeszłam kilka kroków dalej i nachyliłam się przy grobie brata. Trey Cyrus, oczko w głowie mamusi i najlepszy brat na świecie. W końcu tylko On umiał doradzić mi w sprawach z którymi w życiu nie poszłabym do Dems. Racja, ona była świetną przyjaciółką, ale obie miałyśmy przed sobą sekrety o których nie chciałyśmy rozmawiać. Ona, że potajemnie spotyka się w moim bratem, a ja… Ja nigdy nie mówiłam zbyt wiele ludziom, no chyba, że bratu.
            Przeżegnałam się klękając przy kolejnym grobie, tym razem ukochanego. Zapaliłam świeczkę i podniosłam się, siadając na ławce. Rozejrzałam się i zauważyłam, że zostałam sama na całym cmentarzu. Uroniłam nad nim kilka pojedynczych łez. Choć minęło wiele czasu, ja nadal nie mogłam pogodzić się z tym wszystkim. Nie rozumiałam dlaczego to przytrafiło się właśnie mnie? Przecież nie zrobiłam nikomu krzywdy, nie skrzywdziłam nawet owada. Nie zrobiłam nic, czego mogłabym się wstydzić. Owszem, byłam na imprezach, ale nie piłam, po prostu tańczyłam, bawiłam się. Nie sprawiałam też kłopotów moim rodzicom, a jednak matka nienawidziła mnie z całego, szczerego serca. Brat też. W ciągu kilkunastu ostatnich miesięcy miałam przy sobie tylko jedną osobę – Ojca. On jedyny nie odwrócił się ode mnie po tym co się stało. Wierzył, że to nie jest moja wina. A oni nie, nie wierzyli mi, a prasie, za co przyszło mi teraz płacić. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że mogłabym tak skończyć. A jednak, stało się.

            Późnym wieczorem wychodziłam z cmentarza powoli zmierzając do domu. Minęłam kobietę, patrzącą na mnie jak na wariatkę. Ja jednak nie zauważyłam w sobie nic szalonego. Może mnie z kimś pomyliła?
- Przepraszam. – Zatrzymała się tuż przy mnie, więc byłam pewna, że to do mnie kieruje swe słowa. – Czy Ty jesteś Miley Cyrus? – Zapytała na co pokiwałam jedynie nieśmiało głową. Naprawdę jej nie znałam. – Przepraszam, że Cię zatrzymuję, ale… Jestem daleką kuzynką Liama, i… Widziałam Cię na zdjęciach, które mi pokazywał, a teraz rozpoznałam Cię na ulicy i… Po prostu chciałam powiedzieć, że jest mi przykro z powodu tego co się stało. – Plątała się we własnych słowach. Może to z zimna? A może taka była? Nie wiem, nigdy jej nie poznałam. – Chcę Ci po prostu życzyć wszystkiego najlepszego. Jesteś silną dziewczyną, widzę to w Twoich oczach. Dlatego proszę, nie poddawaj się, nigdy. Wiem, że to wszystko było trudne, ale w końcu nic nie jest łatwe. Życie nie jest łatwe, ale warto walczyć o nie, by choć na chwilę być szczęśliwym, zaznać miłości. Życzę Ci jej, Miley. – Pokiwała głową i odeszła znikając zaraz za zakrętem. Nie wierzyłam w to co przed chwilą mnie spotkało, ani nie wierzyłam w jej słowa, a jednak… Przemawiała do mnie, z tym wyjątkiem, że Ja już przeżyłam swoją prawdziwą miłość, a drugiej już nie będę miała, nawet jej nie chcę.

            Zamknęłam za sobą drzwi i jak co wieczór zmierzałam w stronę kuchni. Herbata, kanapki, jak zwykle. Wzięłam ze sobą talerzyk i kubek z parującą cieczą po czym wspinałam się powoli po schodach. Zmarszczyłam brwi, widząc uchylone drzwi swojego pokoju. Jestem pewna, że je zamykałam. Pchnęłam je delikatnie i zdziwiłam się, widząc matkę siedzącą na łóżku.
- Późno wróciłaś. – Szepnęła, na co jedynie spuściłam wzrok. Miło, że po roku zauważyła, że w ogóle wracam do domu. – Musimy porozmawiać. – Dodała zaraz i przybrała na twarz nic nie wyrażającą maskę. Wiedziałam, że to nie będzie rozmowa, a jedynie jej monolog, ale nie mogłam się nie zgodzić. To moja mama. Odłożyłam kanapki i usiadłam na krześle, obracając się w Jej stronę. – Posłuchaj. Jason mówił już, że z Tobą rozmawiał, ale… Po prostu miał rację. Przebywając na dole jedynie ich przestraszysz. I dla mnie i dla Ciebie lepiej będzie jeśli zostaniesz raczej w swoim pokoju. Albo choć nie pokazuj się im za często, dobrze? To dobrzy chłopcy, ale mogą tego nie zrozumieć. Sama wiesz, że to skomplikowane. Proszę cię, Destiny. – Dodała wyciągając dłoń w moim kierunku. W ostatniej chwili jednak ją cofnęła i nerwowo po prawiła włosy. – I mogłabyś tu posprzątać. – Bąknęła przy wyjściu. Mogłam odetchnąć, kiedy drzwi zamknęły się za nią. Wypuściłam powietrze ze świstem i odwróciłam się, zabierając za kanapki. Już długo nie jadłam i miałam zamiar to nadrobić, a jednak jej zachowanie nie dawało mi spokoju. Chyba zmieniła się w stosunku do mnie. Ale czy na lepsze?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Posty