Ja i
mój brat zawsze byliśmy przeciwieństwami. Mimo tego zawsze jakoś dogadywaliśmy
się z wyjątkiem kilku kłótni i… Wydarzenia, które stanęło na drodze całej
Naszej rodziny. W końcu wszyscy się zmieniliśmy. On cieszył się z przyjazdu
Jonasów, czy kogoś tam, jak głupie, małe dziecko, moje odczucia jednak były
odwrócone o 180 stopni. Nie chciałam, żeby przyjeżdżali, ani żeby mieszkali w
moim domu. Jestem pewna, że będą czuli się w nim lepiej ode mnie. Przecież
każdy czułby się tu lepiej niż ja. W końcu kiedy taty nie ma, ja jestem jak
cień. Zupełnie niewidoczna.
Milcząca jak dotąd komórka
w końcu się odezwała. Nie musiałam patrzeć na jej wyświetlacz, żeby wiedzieć
kto dzwoni. Jeszcze jakiś czas temu mogłabym się zastanawiać, dzisiaj jednak
już nie.
- Cześć tato. – Przywitałam się i przykładając komórkę do ucha, usiadłam na
łóżku, opierając się plecami o zimną ścianę.
- Cześć kochanie. – Przywitał się, a Jego głos jak zwykle złagodził
wszystkie moje zmysły. Nawet mogłabym przysiąc, że się uśmiechnął. – Jak się
czujesz? – Zapytał tak jak zwykle.
- Dobrze, tato. – A ja jak zawsze odpowiedziałam kłamstwem. – Kiedy
wracasz?
- Miley… - Westchnął. – Wytrzymaj jeszcze trochę, proszę. – Zdecydowanie
popsułam Jego humor. Ale nic nie poradzę na to, że zawsze działam
destruktywnie.
- Nie rozumiem dlaczego nie możesz zabrać mnie do siebie…
- Rozmawialiśmy już o tym. – Westchnął po raz kolejny. – Tu nie ma warunków
dla dziecka..
- Mam 17 lat. – Wtrąciłam.
- Nie miałabyś gdzie spać, mam jedno łóżko. – Kontynuował.
- Wystarczy mi materac…
- I jedną łazienkę…
- Wiesz, że nie spędzam w niej dużo czasu.
- Nie zabiorę Cię tutaj.
- Dlaczego nie? – Zapłakałam. – Ja się tu duszę, tato! Powoli odchodzę, ale
widocznie nikogo to nie obchodzi. Ja już nie mam nikogo oprócz ciebie, tato!
Mam tego wszystkiego dość. Ty nie chcesz dopuścić mnie do siebie, a mama i
Jason nienawidzą mnie z całego serca. Ile można tego wszystkiego znosić, hm?
–Zapytałam wzburzona i rozłączyłam się m
ciskając komórką w kąt. Pewnie trochę potrwa zanim znów się odezwie…
Ułożyłam się na plecach i
tępo wpatrywałam w poszarzały sufit. Nawet nie próbowałam zasnąć, to i tak by
się nie udało.
- Miley! – Usłyszałam głos mamy, na który każda komórka mojego ciała
zareagowała inaczej. Nie podniosłam się jednak żeby do Niej zejść. Przymknęłam
tylko powieki spod których wypłynęło kilka łez. Chciałabym Cię nienawidzić mamo, ale za bardzo Cię kocham, żeby to
zrobić. – Drugi raz już się nie odezwała.
Weszłam do szkoły, gdzie
moje zmartwienia musiały zejść na dalszy plan. Zawsze schodziły, bo doskonale
wiedziałam, że nauka jest ważna, jeśli kiedykolwiek chcę wyprowadzić się z domu
i opuścić rodzinne miasto. A chciałam, jak najszybciej.
Zajęłam swoje miejsce w
ostatniej ławce pod oknem. Deszcz w końcu przestał padać i zza chmur wynurzyło
się słońce. Normalnie uśmiechnęłabym się, teraz jednak w ogóle mnie to nie
obchodziło.
- Otwórzcie książki na 69 stronie i zapiszcie temat. – Usłyszałam polecenie
nauczycielki, której wcześniej nie zauważyłam. – Podzielę Was teraz na
trzyosobowe grupy i podam temat pracy, którą razem zrobicie. Jedziemy według
listy.
Wolnym krokiem wracałam do
domu. Nie było przecież do czego się spieszyć. Przysiadłam na jednej z ławek w
parku i rozglądałam się dookoła, na twarzy mając delikatny uśmiech, co u mnie
raczej było rzadkością. Kiedyś przychodziłam tu często. Pamiętam kiedy jesienną
porą on ganiał za mną pośród drzew, próbując przewrócić mnie w potężną kupę
złotych liści. Zawsze w takich chwilach miał w oczach charakterystyczny dla
niego błysk. To mi dawało znać, że jest mu dobrze, że jest szczęśliwy. Swego
czasu ja też byłam, aż do wtedy.
Wstałam i ruszyłam przed
siebie, w dłoniach trzymając pojedynczy złocisty listek. Kierowałam się na
cmentarz, zbyt długo tam nie byłam. Po drodze kupiłam trzy świeczki chcąc
zapalić po jednej na grobie każdej niegdyś najbliższej mi osobie, dziś już
takiej nie mam. Uklękłam na kolano przy grobie przyjaciółki i przyglądałam się
jej zdjęciu widniejącym na skromnym nagrobku. Uśmiechała się z niego do mnie,
mając swój szeroki uśmiech. Wiedziałam, że zdjęcie wykonane było specjalnie do
legitymacji szkolnej, ale jednak cieszyło mnie, że nawet w takiej sytuacji ona
była pogodnie uśmiechnięta. Raczej większość z nas nie lubi wizyt u fotografa
poprawiającego każdy nas włos opadający na czoło. No, przynajmniej ja do takich
osób należałam. Demi jednak zawsze była inna, w pozytywnym tego słowa
znaczeniu. Ona potrafiła cieszyć się najmniejszą rzeczą na świecie, nawet
lizakiem. Teraz zastanawia mnie jednak, co taka osoba jak ona zrobiłaby na moim
miejscu?
Przeszłam kilka kroków
dalej i nachyliłam się przy grobie brata. Trey Cyrus, oczko w głowie mamusi i
najlepszy brat na świecie. W końcu tylko On umiał doradzić mi w sprawach z
którymi w życiu nie poszłabym do Dems. Racja, ona była świetną przyjaciółką,
ale obie miałyśmy przed sobą sekrety o których nie chciałyśmy rozmawiać. Ona,
że potajemnie spotyka się w moim bratem, a ja… Ja nigdy nie mówiłam zbyt wiele
ludziom, no chyba, że bratu.
Przeżegnałam się klękając
przy kolejnym grobie, tym razem ukochanego. Zapaliłam świeczkę i podniosłam
się, siadając na ławce. Rozejrzałam się i zauważyłam, że zostałam sama na całym
cmentarzu. Uroniłam nad nim kilka pojedynczych łez. Choć minęło wiele czasu, ja
nadal nie mogłam pogodzić się z tym wszystkim. Nie rozumiałam dlaczego to
przytrafiło się właśnie mnie? Przecież nie zrobiłam nikomu krzywdy, nie
skrzywdziłam nawet owada. Nie zrobiłam nic, czego mogłabym się wstydzić.
Owszem, byłam na imprezach, ale nie piłam, po prostu tańczyłam, bawiłam się.
Nie sprawiałam też kłopotów moim rodzicom, a jednak matka nienawidziła mnie z
całego, szczerego serca. Brat też. W ciągu kilkunastu ostatnich miesięcy miałam
przy sobie tylko jedną osobę – Ojca. On jedyny nie odwrócił się ode mnie po tym
co się stało. Wierzył, że to nie jest moja wina. A oni nie, nie wierzyli mi, a
prasie, za co przyszło mi teraz płacić. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że
mogłabym tak skończyć. A jednak, stało się.
Późnym wieczorem
wychodziłam z cmentarza powoli zmierzając do domu. Minęłam kobietę, patrzącą na
mnie jak na wariatkę. Ja jednak nie zauważyłam w sobie nic szalonego. Może mnie
z kimś pomyliła?
- Przepraszam. – Zatrzymała się tuż przy mnie, więc byłam pewna, że to do
mnie kieruje swe słowa. – Czy Ty jesteś Miley Cyrus? – Zapytała na co pokiwałam
jedynie nieśmiało głową. Naprawdę jej nie znałam. – Przepraszam, że Cię
zatrzymuję, ale… Jestem daleką kuzynką Liama, i… Widziałam Cię na zdjęciach,
które mi pokazywał, a teraz rozpoznałam Cię na ulicy i… Po prostu chciałam
powiedzieć, że jest mi przykro z powodu tego co się stało. – Plątała się we
własnych słowach. Może to z zimna? A może taka była? Nie wiem, nigdy jej nie
poznałam. – Chcę Ci po prostu życzyć wszystkiego najlepszego. Jesteś silną
dziewczyną, widzę to w Twoich oczach. Dlatego proszę, nie poddawaj się, nigdy.
Wiem, że to wszystko było trudne, ale w końcu nic nie jest łatwe. Życie nie
jest łatwe, ale warto walczyć o nie, by choć na chwilę być szczęśliwym, zaznać
miłości. Życzę Ci jej, Miley. – Pokiwała głową i odeszła znikając zaraz za
zakrętem. Nie wierzyłam w to co przed chwilą mnie spotkało, ani nie wierzyłam w
jej słowa, a jednak… Przemawiała do mnie, z tym wyjątkiem, że Ja już przeżyłam
swoją prawdziwą miłość, a drugiej już nie będę miała, nawet jej nie chcę.
Zamknęłam za sobą drzwi i
jak co wieczór zmierzałam w stronę kuchni. Herbata, kanapki, jak zwykle.
Wzięłam ze sobą talerzyk i kubek z parującą cieczą po czym wspinałam się powoli
po schodach. Zmarszczyłam brwi, widząc uchylone drzwi swojego pokoju. Jestem
pewna, że je zamykałam. Pchnęłam je delikatnie i zdziwiłam się, widząc matkę
siedzącą na łóżku.
- Późno wróciłaś. – Szepnęła, na co jedynie spuściłam wzrok. Miło, że po
roku zauważyła, że w ogóle wracam do domu. – Musimy porozmawiać. – Dodała zaraz
i przybrała na twarz nic nie wyrażającą maskę. Wiedziałam, że to nie będzie
rozmowa, a jedynie jej monolog, ale nie mogłam się nie zgodzić. To moja mama.
Odłożyłam kanapki i usiadłam na krześle, obracając się w Jej stronę. –
Posłuchaj. Jason mówił już, że z Tobą rozmawiał, ale… Po prostu miał rację.
Przebywając na dole jedynie ich przestraszysz. I dla mnie i dla Ciebie lepiej
będzie jeśli zostaniesz raczej w swoim pokoju. Albo choć nie pokazuj się im za
często, dobrze? To dobrzy chłopcy, ale mogą tego nie zrozumieć. Sama wiesz, że
to skomplikowane. Proszę cię, Destiny. – Dodała wyciągając dłoń w moim
kierunku. W ostatniej chwili jednak ją cofnęła i nerwowo po prawiła włosy. – I
mogłabyś tu posprzątać. – Bąknęła przy wyjściu. Mogłam odetchnąć, kiedy drzwi
zamknęły się za nią. Wypuściłam powietrze ze świstem i odwróciłam się,
zabierając za kanapki. Już długo nie jadłam i miałam zamiar to nadrobić, a
jednak jej zachowanie nie dawało mi spokoju. Chyba zmieniła się w stosunku do
mnie. Ale czy na lepsze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz