czwartek, 26 lipca 2012

05. Czas pokazać, że jestem silna, a przeszłość zrobiła ze mnie wojownika.


            Z każdym dniem stawałam się coraz słabsza.  To niesamowite jak twoja własna rodzina może przyczynić się do twojego upadku. Z każdym dniem moja matka wyniszczała wszystko co znajdowało się jeszcze w mojej i tak kruchej duszy. Powoli zabierała ze mnie wszystko, a śmieszne było w tym to, że ona w ogóle nie zdawała sobie z tego sprawy. Nie obchodziło ją to co ja czuję, ale to co powiedzą sąsiedzi, czy jej szanowni goście.  To może wydawać się dziwne, ale już nie uznawałam jej za swoją matkę. Oczywiście, urodziła mnie, ale sposób w jaki mnie traktowała nie wskazywał na to jakobym była jej córką. Raczej wrogiem, kimś kogo chce się pozbyć, a ja najzwyczajniej w świecie miałam już dość. Matka zniszczyła córkę.
            Pięć minut po moim ostatnim wejściu do domu, matka wparowała do mojego pokoju i jak wcześniej przewidziałam, nakrzyczała na mnie jak nigdy dotąd. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, ale twardo stałam przed nią, wpatrując się w szare tęczówki. Pewnie była zdziwiona, ale nigdy nie okazywała po sobie uczuć. Była jak smutny posąg, twarda i skamieniała.
            Prawdopodobnie mija właśnie trzeci dzień od kiedy siedzę zamknięta w pokoju. Odpuściłam sobie szkołę, by nie spotkać go na korytarzu. Nie chciałam patrzeć na niego, ani słuchać chociażby pojedynczych słów, czułam do niego obrzydzenie, o ile nie gorzej. Przez to, że nie jadłam, ani nie wypiłam ani kropli wody już od kilku dni, mój żołądek przestał domagać się jedzenia. Nie martwiłam się o to, a dni błogiego spokoju na nowo zmieniły się w niepokój. Przesiedziałam na parapecie kilka nocy, usilnie wpatrując się w ciemność. Jak bym chciała coś w niej dostrzec. Do teraz jednak nie wiedziałam co to takiego.

            Wybiła północ i w domu zrobiło się cicho. Otworzyłam ostrożnie drzwi i wymknęłam się na korytarz, po czym skierowałam się schodami w dół. Chciałam przynieść sobie coś do picia. Otworzyłam lodówkę, która skrzypnęła cicho i wyjęłam z niej smakową wodę. Zamknęłam drzwiczki i odwróciłam się chcąc iść na górę, odbiłam się jednak od czegoś twardego i poleciałam na lodówkę.
- Nic ci nie jest? – Dobiegł mnie czyjś głos. Zaaferowana osoba podeszła do mnie szybko i chwyciła za rękę. Z przerażeniem spoglądałam na niego i odsunęłam się do tyłu. Moja dolna warga drgnęła, a oczy zaszły mgłą. – Nie bój się, przecież nie zrobię ci krzywdy. – Owa osoba odezwała się po raz kolejny. Jego cicha chrypka odbiła się w moich uszach powodując dziwny zawrot w głowie.  – Mieszkam tu z braćmi. – Dodał i ponowił próbę podniesienia mnie z ziemi. Odetchnęłam cicho i wstałam sama. W ciemnościach spoglądałam na jego sylwetkę. Był umięśniony, więc bez problemu mógł zrobić mi krzywdę, ale nie zrobił. Przecież mógł pomyśleć, że się tu wkradłam, choć to śmieszne biorąc pod uwagę, że to ja tu mieszkam, a nie on. Z drugiej strony jednak, przecież nie widział mnie nigdy wcześniej. Ba, nawet nie wiedział o moim istnieniu! Więc skąd u niego taki spokój?
- Przepraszam. – Odchrząknęłam i wyszeptałam w jego kierunku krótkie słowo.
- Za co? Przecież to ja cię przestraszyłem, to moja wina. – Zaśmiał się cichutko. Spodobał mi się jego szept. – Dlaczego nigdy wcześniej cię nie widziałem? – Zadał pytanie, na które nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie mogłam powiedzieć mu prawy, przecież go nie znałam, choć z drugiej strony wydawał mi się osobą, na której można polegać i, którą można obdarzyć zaufaniem.
- Może widziałeś, ale się nie przyglądałeś? – Zapytałam cichutko.
- Nie, to raczej niemożliwe. Zapamiętałbym cię.
- Kto wie. – Szepnęłam i uśmiechnęłam się delikatnie. Był miły i wydawał się całkiem… normalny.
- Dlaczego wychodzisz nocą? – Zapytał po krótkiej chwili, siadając przy stole.
- Noc jest magiczna. – Wykręciłam się. – Nigdy nie wiesz co wtedy się wydarzy. – Wzruszyłam ramionami i słysząc skrzypnięcie na schodach, szybko podniosłam butelkę i odwróciłam się na pięcie by jakoś schować się przed nadchodzącą osobą. Byłam pewna, że chłopak uzna mnie za kompletną kretynkę, aczkolwiek myliłam się.
- Nie powiedziałaś jak masz na imię? – Zawołał za mną. – Pewnie to też jest magiczne. – Dodał zaraz i wyszedł naprzeciw osobie schodzącej po schodach. Nie poznałam jej głosu, więc to pewnie któryś z jego braci.
- Nick, co ty tu robisz w środku nocy? – Zapytał.
- Byłem się napić. – Dodał chłopak i sądząc po odgłosach kroków, oboje udali się na górę.

            W kilka minut po tym jak niezauważona przemknęłam do mojego pokoju, rozległo się ciche pukanie. Niepewnie podeszłam do drzwi i otworzyłam je, nie ukrywając przy tym zdumienia, które mną zawładnęło. Chłopak uśmiechał się delikatnie, co dostrzegłam dzięki świetle latarni zza okna. 
- Zapomniałem się przedstawić, jestem Nick. – Szepnął cicho wprost w moją twarz.
- Miley. – Wyszeptałam i posłałam mu delikatny uśmiech. Tylko na tyle było mnie stać. Spuściłam wzrok i zamknęłam drzwi zaraz po tym, jak skinął on głową i odwrócił się na pięcie.  Nie wiem jaka powinna być moja reakcja. Stałam tylko i przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w granatowe niebo. Nicholas.

            Spojrzałam na zdjęcie trzymane w dłoniach i uśmiechnęłam się smutno. Wbrew temu co myślę teraz, nie zawsze było tak wspaniale. Z Liamem też nie było idealnie. Często kłóciliśmy się o błahe powody, potrafiłam wyzywać go od najgorszych, a zaraz na nowo przytulić się do niego i przeprosić. Wbrew wszystkiemu my naprawdę kochaliśmy się nad życie. Uwielbiałam godzinami wpatrywać się w jego błękitne oczy i rumienić się, kiedy mówił, że jestem najpiękniejsza choć wcale tak nie uważałam, i nadal nie uważam. Doskonale wiem, że mówił mi to z miłości. Może i dla niego byłam najpiękniejsza, ale dla siebie nigdy nie byłam i nie będę. Pamiętam kiedy po którejś z kolei rozmowie po raz pierwszy nazwał mnie piękną. Na drugi dzień miał mecz, więc poszedł wcześniej żeby się wyspać. To był paradoks, bo on pewnie spał sobie smacznie, a ja nie mogłam przymknąć oka, a już widziałam go przed sobą i wyobrażałam sobie jak słowa wypływają z jego ust. Pamiętam jeszcze, że całą noc moje serce biło jak szalone, a uśmiech nie schodził z twarzy. Po raz pierwszy w życiu czułam się wyjątkowa.  Pierwszy i ostatni.

            Odkleiłam policzek od szyby i przetarłam zaspane powieki. Ziewnęłam i potarłam zmarznięte ramiona. Z lekkim niepokojem rozejrzałam się po pokoju, a mój wzrok przykuł budzik stojący na szafie, w dodatku oznajmiający mi, że jestem spóźniona do szkoły. Tak, postanowiłam nie opuszczać już ani jednego dnia więcej, nie mogę zaprzepaścić swojej przyszłości, bo w tej chwili jest dla mnie najważniejsza.
            Po cichu wymknęłam się z domu i biegiem ruszyłam w kierunku placówki. Wiedziałam, że spotkanie z nimi wszystkimi nie będzie należało do miłych, a w dodatku nie miałam zrobionego projektu, ale musiałam iść. Czas pokazać, że jestem silna, a przeszłość zrobiła ze mnie wojownika. Nie poddam się tak łatwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Posty