Z
każdym dniem stawałam się coraz słabsza.
To niesamowite jak twoja własna rodzina może przyczynić się do twojego
upadku. Z każdym dniem moja matka wyniszczała wszystko co znajdowało się
jeszcze w mojej i tak kruchej duszy. Powoli zabierała ze mnie wszystko, a
śmieszne było w tym to, że ona w ogóle nie zdawała sobie z tego sprawy. Nie
obchodziło ją to co ja czuję, ale to co powiedzą sąsiedzi, czy jej szanowni
goście. To może wydawać się dziwne, ale
już nie uznawałam jej za swoją matkę. Oczywiście, urodziła mnie, ale sposób w
jaki mnie traktowała nie wskazywał na to jakobym była jej córką. Raczej
wrogiem, kimś kogo chce się pozbyć, a ja najzwyczajniej w świecie miałam już
dość. Matka zniszczyła córkę.
Pięć
minut po moim ostatnim wejściu do domu, matka wparowała do mojego pokoju i jak
wcześniej przewidziałam, nakrzyczała na mnie jak nigdy dotąd. Miałam ochotę
zapaść się pod ziemię, ale twardo stałam przed nią, wpatrując się w szare
tęczówki. Pewnie była zdziwiona, ale nigdy nie okazywała po sobie uczuć. Była
jak smutny posąg, twarda i skamieniała.
Prawdopodobnie
mija właśnie trzeci dzień od kiedy siedzę zamknięta w pokoju. Odpuściłam sobie
szkołę, by nie spotkać go na korytarzu. Nie chciałam patrzeć na niego, ani
słuchać chociażby pojedynczych słów, czułam do niego obrzydzenie, o ile nie
gorzej. Przez to, że nie jadłam, ani nie wypiłam ani kropli wody już od kilku
dni, mój żołądek przestał domagać się jedzenia. Nie martwiłam się o to, a dni
błogiego spokoju na nowo zmieniły się w niepokój. Przesiedziałam na parapecie
kilka nocy, usilnie wpatrując się w ciemność. Jak bym chciała coś w niej
dostrzec. Do teraz jednak nie wiedziałam co to takiego.
Wybiła
północ i w domu zrobiło się cicho. Otworzyłam ostrożnie drzwi i wymknęłam się
na korytarz, po czym skierowałam się schodami w dół. Chciałam przynieść sobie
coś do picia. Otworzyłam lodówkę, która skrzypnęła cicho i wyjęłam z niej
smakową wodę. Zamknęłam drzwiczki i odwróciłam się chcąc iść na górę, odbiłam
się jednak od czegoś twardego i poleciałam na lodówkę.
- Nic ci nie jest? – Dobiegł mnie czyjś głos.
Zaaferowana osoba podeszła do mnie szybko i chwyciła za rękę. Z przerażeniem
spoglądałam na niego i odsunęłam się do tyłu. Moja dolna warga drgnęła, a oczy
zaszły mgłą. – Nie bój się, przecież nie zrobię ci krzywdy. – Owa osoba
odezwała się po raz kolejny. Jego cicha chrypka odbiła się w moich uszach
powodując dziwny zawrot w głowie. –
Mieszkam tu z braćmi. – Dodał i ponowił próbę podniesienia mnie z ziemi.
Odetchnęłam cicho i wstałam sama. W ciemnościach spoglądałam na jego sylwetkę.
Był umięśniony, więc bez problemu mógł zrobić mi krzywdę, ale nie zrobił.
Przecież mógł pomyśleć, że się tu wkradłam, choć to śmieszne biorąc pod uwagę,
że to ja tu mieszkam, a nie on. Z drugiej strony jednak, przecież nie widział
mnie nigdy wcześniej. Ba, nawet nie wiedział o moim istnieniu! Więc skąd u
niego taki spokój?
- Przepraszam. – Odchrząknęłam i wyszeptałam w jego
kierunku krótkie słowo.
- Za co? Przecież to ja cię przestraszyłem, to moja
wina. – Zaśmiał się cichutko. Spodobał mi
się jego szept. – Dlaczego nigdy wcześniej cię nie widziałem? – Zadał
pytanie, na które nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie mogłam powiedzieć mu
prawy, przecież go nie znałam, choć z drugiej strony wydawał mi się osobą, na
której można polegać i, którą można obdarzyć zaufaniem.
- Może widziałeś, ale się nie przyglądałeś? –
Zapytałam cichutko.
- Nie, to raczej niemożliwe. Zapamiętałbym cię.
- Kto wie. – Szepnęłam i uśmiechnęłam się delikatnie.
Był miły i wydawał się całkiem… normalny.
- Dlaczego wychodzisz nocą? – Zapytał po krótkiej
chwili, siadając przy stole.
- Noc jest magiczna. – Wykręciłam się. – Nigdy nie
wiesz co wtedy się wydarzy. – Wzruszyłam ramionami i słysząc skrzypnięcie na
schodach, szybko podniosłam butelkę i odwróciłam się na pięcie by jakoś schować
się przed nadchodzącą osobą. Byłam pewna, że chłopak uzna mnie za kompletną
kretynkę, aczkolwiek myliłam się.
- Nie powiedziałaś jak masz na imię? – Zawołał za mną.
– Pewnie to też jest magiczne. – Dodał zaraz i wyszedł naprzeciw osobie
schodzącej po schodach. Nie poznałam jej głosu, więc to pewnie któryś z jego
braci.
- Nick, co ty tu robisz w środku nocy? – Zapytał.
- Byłem się napić. – Dodał chłopak i sądząc po
odgłosach kroków, oboje udali się na górę.
W kilka minut po tym jak
niezauważona przemknęłam do mojego pokoju, rozległo się ciche pukanie.
Niepewnie podeszłam do drzwi i otworzyłam je, nie ukrywając przy tym zdumienia,
które mną zawładnęło. Chłopak uśmiechał się delikatnie, co dostrzegłam dzięki
świetle latarni zza okna.
- Zapomniałem się przedstawić, jestem Nick. – Szepnął
cicho wprost w moją twarz.
- Miley. – Wyszeptałam i posłałam mu delikatny
uśmiech. Tylko na tyle było mnie stać. Spuściłam wzrok i zamknęłam drzwi zaraz
po tym, jak skinął on głową i odwrócił się na pięcie. Nie wiem jaka powinna być moja reakcja.
Stałam tylko i przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w granatowe niebo. Nicholas.
Spojrzałam
na zdjęcie trzymane w dłoniach i uśmiechnęłam się smutno. Wbrew temu co myślę
teraz, nie zawsze było tak wspaniale. Z Liamem też nie było idealnie. Często
kłóciliśmy się o błahe powody, potrafiłam wyzywać go od najgorszych, a zaraz na
nowo przytulić się do niego i przeprosić. Wbrew wszystkiemu my naprawdę
kochaliśmy się nad życie. Uwielbiałam godzinami wpatrywać się w jego błękitne
oczy i rumienić się, kiedy mówił, że jestem najpiękniejsza choć wcale tak nie
uważałam, i nadal nie uważam. Doskonale wiem, że mówił mi to z miłości. Może i
dla niego byłam najpiękniejsza, ale dla siebie nigdy nie byłam i nie będę. Pamiętam
kiedy po którejś z kolei rozmowie po raz pierwszy nazwał mnie piękną. Na drugi
dzień miał mecz, więc poszedł wcześniej żeby się wyspać. To był paradoks, bo on
pewnie spał sobie smacznie, a ja nie mogłam przymknąć oka, a już widziałam go
przed sobą i wyobrażałam sobie jak słowa wypływają z jego ust. Pamiętam
jeszcze, że całą noc moje serce biło jak szalone, a uśmiech nie schodził z
twarzy. Po raz pierwszy w życiu czułam się wyjątkowa. Pierwszy i ostatni.
Odkleiłam
policzek od szyby i przetarłam zaspane powieki. Ziewnęłam i potarłam zmarznięte
ramiona. Z lekkim niepokojem rozejrzałam się po pokoju, a mój wzrok przykuł
budzik stojący na szafie, w dodatku oznajmiający mi, że jestem spóźniona do
szkoły. Tak, postanowiłam nie opuszczać już ani jednego dnia więcej, nie mogę
zaprzepaścić swojej przyszłości, bo w tej chwili jest dla mnie najważniejsza.
Po
cichu wymknęłam się z domu i biegiem ruszyłam w kierunku placówki. Wiedziałam,
że spotkanie z nimi wszystkimi nie będzie należało do miłych, a w dodatku nie
miałam zrobionego projektu, ale musiałam iść. Czas pokazać, że jestem silna, a
przeszłość zrobiła ze mnie wojownika. Nie poddam się tak łatwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz