czwartek, 26 lipca 2012

06. Alessandra.


            Kolejny raz tego dnia przyłapałam się na tym, że moje myśli krążyły wokół Nicholasa. Nie wiem co było tak intrygujące w jego postaci, ale zdecydowanie czymś mnie przyciągał. Moje nastawienie było jednak odwrócone o 180 stopni w inną stronę niż moje myśli. Czułam, że to jeszcze nie czas, że po prostu nie jestem gotowa na to, aby ktoś na nowo zagościł w moim sercu. Ale przecież, o czym ja do cholery myślałam? Poznałam go zaledwie zeszłej nocy, a juz zajmował całe miejsce w moich myślach. Naprawde nie wiedziałam co się ze mną dzieje, ale w jego oczach było coś takiego co sprawiało, że nie mogłam przestać o nim myśleć. O nim, o jego szepcie, delikatnej chrypce i słodkim śmiechu jak u małego chłopca. Coś ewidentnie zaczęło się zmieniać, nie do końca wiedziałam jednak co to takiego.
            Zasępiona spojrzałam za okno, gdzie trwała potężna ulewa, co było dość rzadkie dla Wyckoff. Czułam, że musze z siebie wyrzucić kilka rzeczy, ale pogoda nie pozwalała mi iść na cmentarz, żeby wyżalić się... im, a nikogo innego przecież nie miałam. Zmuszona byłam zostać w domu, a dodatkowo zapowiadało się na zamknięcie szkoły ze względu na ulewę. Fantastycznie. 

            Wyszłam ze szkoły tuż po dzwonku i nie przejmując się niczym, ruszyłam w kierunku domu błądząc w strugach deszczu. Coś mnie podkusiło i w ostatniej chwili zmieniłam swój kurs z domu na cmentarz. Czułam, że po prostu muszę tam iść… Potrzebowałam tego, by do końca nie zwariować.
            Powoli deszcz przestawał padać, jednak czułam, że nie będzie to koniec czerwcowej ulewy. To i tak bardzo dziwne, bo przeważnie o tej porze roku nie ma ulew ani powodzi, szczególnie nie w moim mieście, a tu budzę się rano i cała ulica zalana. Chyba ktoś uwziął się na mnie, bo nie mam nawet kaloszy, a moimi jedynymi butami są trampki. Niestety, ale moja mama nie lubi wydawać zbędnych pieniędzy... Na mnie.
            Brama wejściowa skrzypnęła w tym samym momencie, kiedy deszcz na nowo zaczął mocniej padać. Pomyślałam, że zostanę tylko chwilę, żeby się pomodlić i szybkim krokiem skierowałam się do ich grobów. Zaraz stanęłam jednak jak wmurowana, a nogi odmówiły mi posłuszeństwa, żeby iść dalej. Jego grób był zniszczony, doszczętnie. Zupełnie jakby ktoś uderzał o niego czymś mocnym. Podbiegłam bliżej i upadłam na kolana, w ręce biorąc przedarte zdjęcie ukochanego. Rozejrzałam się dookoła i nie zobaczyłam niczego. Po prostu byłam jedyną żywą duszą na całym cmentarzu. Nie miałam nawet komórki, żeby zadzwonić do jego rodziców, do kogokolwiek. Byłam kompletnie bezradna!
            Postanowiłam jak najszybciej udać się do domu Hemsworthów. Byłam pewna, że nie odwiedzili dziś grobu syna, a ja chciałam wiedzieć, czy może oni coś zaplanowali, może zmieniają nagrobek, lub... Sama nie wiem, może po prostu szukałam wymówki by iść z kimś porozmawiać?

            Zapukałam do drzwi i odruchowo poprawiłam włosy, po czym zaśmiałam się gardłowo ze swojej głupoty. Naciągnęłam kurtkę i podniosłam wzrok, kiedy drzwi się otworzyły.
- Miley? - Madison zdziwiła się i gestem ręki zaprosiła mnie do środka. - Boże, dziecko, co ci się stało? - W natłoku jej pytań zdołałam usłyszeć tylko to jedno. Sama zdejmowała ze mnie ubrania i rozwieszała je na kaloryferach po czym dała mi jedną koszulkę i spodnie. Wciągnęłam powietrze i poznałam ten zapach, ten ukochany przeze mnie zapach. Momentalnie w moich oczach pojawiły się łzy i zaraz ściekały już po moich policzkach. Usiadłam na klapie od sedesu i po prostu zaczęłam łkać jak głupia. To wszystko na nowo zaczęło mnie przytłaczać. Jeszcze wczoraj gotowa byłam zacząć nowe życie, a dzisiaj z powrotem jestem w kompletnej rozsypce. Już nie rozumiałam tego co się ze mną dzieje.
            Szybko zmieniłam ubranie i przemyłam twarz wodą z mydłem. Wiedziałam, że moje oczy są podpuchnięte, ale nie mogłam przecież siedzieć w łazience w nieskończoność. Wróciłam więc do salonu, gdzie w fotelu wygodnie siedział William, ojciec Liama, a obok niego miejsce zajmowała Madison i nieznajoma mi blond piękność.
- To Miley, a to Alessandra. - Madison przedstawiła nas sobie. Musze przyznać, że dziewczyna była zniewalająco piękna. Szczupła sylwetka, długie, opalone nogi i uśmiech, którym na pewno przyciągała płeć przeciwną. Wolałam nawet nie myśleć jak się przy niej prezentuję. Ciekawiło mnie jednak, kim ona jest.
- Miło mi. - Blondynka uśmiechnęła się sztucznie i zmierzyła mnie wzrokiem, do najmilszych z pewnością nie należała.
- Mi też. - Mruknęłam.
- Alessandra to dawna koleżanka Liama. - Wyjaśniła mi pani Hemsworth.
- Właściwie to byliśmy zaręczeni. - Wtrąciła i w jednej chwili mój świat runął na nowo. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu i nie mogłam pojąć jakim cudem nic o tym nie wiedziałam. Chwilowo złapałam wzrok Williama, którym przekazał mi, że jest mu przykro. Przełknęłam głośno ślinę i próbowałam się opanować, jednak moje serce nadal szalało. Po prostu nie potrafiłam tego pojąć.
            Wstałam szybko i odwróciłam się nie wypowiadając pojedynczego słowa, czułam, że i tak nie wydusiłabym z siebie nic. W progu poczułam uścisk na ramieniu, jednak gdy się odwróciłam, nikogo już za mną nie było, a z salonu wychodził William.
- Miley. - Wyszeptał w moim kierunku. - Chcesz porozmawiać? - Zapytał na co skinęłam głową spuszczając wzrok na ziemie. Poszłam z nim na górę do pokoju i usiadłam na łóżku. Kilka łez znów spłynęło po mojej twarzy, nigdy nie odczuwałam aż takiego bólu jak dzisiaj. Rozkleiłam się do końca, kiedy jego ojciec złapał mnie za dłoń i uścisnął ją mocno. Poczułam, że ja również potrzebuję swojego taty.
- Dlaczego nic o tym nie wiedziałam? - Zapytałam cicho, kiedy w miarę się już opanowałam.
- Nie wiem, Miley... Może dlatego, że zerwali zaręczyny zaledwie po dwóch miesiącach? Dokładnie jakiś czas po tym, kiedy on poznał ciebie. Często mi mówił, że nie może wytrzymać i ciągle o tobie myśli. On cię kochał i to dlatego ją zostawił. Właściwie to i tak nie mogli się między sobą dogadać, wiecznie się kłócili. Ty dałaś mu szczęście i dziękuję ci za to. Uwierz mi, że jak cię tu zaprosił pierwszy raz to tak mi ulżyło, że mógłbym skakać po sufit. Naprawdę nie mogłem patrzeć na tę dziewczynę. Może i jest ładna, ale intelektem nie dorównuje samej podeszwie od buta... Jeśli wiesz o co mi chodzi. - Zaśmiał się spoglądając na mnie. - No już, uśmiechnij się. - Poprosił. I rzeczywiście, zaraz na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Opuszkami palców starł moje łzy i przytulił do siebie. Zawsze traktowałam go jak drugiego ojca, ale teraz po prostu był najlepszą osobą na tym świecie. Widziałam w nim przyjaciela.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Posty