czwartek, 26 lipca 2012

07. Ciesze się, że żyjesz, Smiley.


            Kiedy wieczorem położyłam się w łóżku, kiedy znów zostałam sama, wszystko wróciło. Nie zamykałam oczu, bo przed nimi wciąż widziałam wypadek. Nie potrafiłam odwrócić swoich myśli od tego wszystkiego. Znów wspomnienia wróciły, a cała przeszłość na nowo zwróciła się przeciwko mnie. Moje serce nie potrafiło się uspokoić, a myśli szalały. Nie rozumiałam, dlaczego Liam sam nie powiedział mi o swoim planowanym ślubie. Nie rozumiałam, dlaczego ktoś zniszczył jego grób, czym mu zawinił? Nie rozumiałam, dlaczego cały świat był przeciwko mnie... ?
            Obróciłam się na brzuch i ukryłam twarz w poduszce. Zagryzłam ją, byleby nie krzyknąć z bólu, który rozdzierał moje serce. Czułam, że zaraz wybuchnę. Potrzebowałam czyjegoś ramienia, by na nowo uzyskać spokój. Nie miałam jednak nikogo, nawet przyjaciółki. Zostałam sama.
            W natłoku negatywnych myśli, wspomnień i odczuć skierowałam się do łazienki. Nie zorientowałam się nawet, kiedy srebrzysta żyletka znalazła się na moim nadgarstku. Przejechałam po nim stopniowo dodając siły. Krew sączyła się, upadając w ciszy na ziemię. Nie płakałam, właściwie to odczuwałam nawet ulgę i uśmiechnęłam się. Było dobrze.
            Zaraz jednak zakręciło mi się w głowie i zorientowałam się, że upadam. Zamknęłam oczy z nadzieją, że już ich nie otworze. Nie chciałam żyć bez niego, bez nich. Wolałam umrzeć w samotności niż w niej żyć. Może i byłam samolubna, ale już nie miałam siły, nie potrafiłam tak dłużej. Wciąż dławiłam się wspomnieniami i zaraz wypluwałam je na ziemię. Potem zaczynałam się dusić...

            Jak przez mgłę słyszałam przeraźliwe krzyki i czułam, że się unoszę. Nie wiedziałam, czy to już koniec, czy właśnie przebywam swoją ostatnią drogę, do... ? No właśnie, do czego? Do Liama? Do Demi, Trey'a, babci? Do kogo? Do aniołów, do Boga? Czy tam na dół, gdzie nie ma niczego?  A może ugrzęznę pomiędzy dwoma światami i chcąc czy nie, nadal będę się męczyła?

            Ze strachem otwierałam oczy, bojąc się o to co zaraz zobaczę. Wszędzie było biało i zmrużyłam powieki, a gorące światło raziło mnie. Czasem słyszałam czyjeś rozmowy dochodzące zewsząd. Kręciłam głową, choć nie widziałam właściwie nic, prócz bieli. Czułam rozpalający ból w ręce, jak by rozdzierał mi ją na części. Otworzyłam usta, z których wydobył się krzyk wraz z którym podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Miley? - Moje imię dotarło do mnie jak by ktoś stał za mną. Obróciłam się, lecz nikogo za sobą nie widziałam. - Tu jestem, aniołku. - Usłyszałam ponownie i rozpoznałam ten głos. Tylko jedna osoba mnie tak nazywała.
- Liam? - Wyszeptałam drżącym głosem. Nie wiedziałam co tak naprawdę się dzieje, ale nie zamierzałam przestać. Czułam, że jestem we właściwym miejscu, że zaraz zobaczę ukochanego i wszystko się ułoży, tam o góry, przy nim. - Co się dzieje?
- Uwięziłaś się, aniołku. Musisz wracać tam, na ziemię. Musisz żyć, Miley. Wiem dlaczego to wszystko zrobiłaś, obserwuję cię każdego dnia, razem z Demi i Trey'em. Staramy się ci pomóc, ale ty nas odrzucasz. Proszę cię, wróć i zacznij układać swoje życie od początku, masz wokół siebie naprawdę kochające cię osoby. Nie pozwól, żeby twoi rodzice stracili kolejne dziecko, a brat kolejną bliską mu osobę. Nie zadawaj im bólu.
- Ale oni mi go zadają, Liam. - Wtrąciłam. - Nie mogę wychodzić normalnie z domu, nie mogę zejść po jedzenie ani picie. Oni mnie nienawidzą, Liam. Ja chcę iść z tobą, proszę cię, zabierz mnie ze sobą.
- Nie mogę. Nigdy cię tu nie wpuszczę rozumiesz? Jesteś głupia, myśląc, że śmierć może rozwiązać wszystko! To w niczym nie pomaga, rozumiesz?! - Krzyknął donośnie, sprawiając, że mocniej wbiłam się w łóżko. - Wracaj tam, błagam cię, wracaj... - Ostatni szept rozniósł się po pokoju i nagle wszystko zaczęło się zmieniać. Białe dotychczas ściany zamieniały się w pomarańczowe, zamiast niewyraźnych rozmów słyszałam donośne, pełne zdania, a kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam pokój wypełniony ludźmi. Czułam, że ktoś trzyma moją dłoń i spojrzałam w tamtą stronę, widząc tatę słabo się uśmiechnęłam i spojrzałam w stronę Nicka, który stał na przeciwko łóżka. Jego oczy wypełnione były łzami, choć nie miałam pojęcia z jakiego powodu. Pod ścianą widziałam Jasona, mamę i jakiegoś chłopaka, z włosami postawionymi na żel. Z podobieństwa wynikało na to, że to brat Nicka. Poruszyłam palcami, sprawiając, że wzrok ojca spoczął na mnie. Wpierw otworzył usta, następnie je zamknął i ze świtem wypuścił powietrze. Z kącików jego oczu wypłynęły łzy, przez co poczułam się okropnie. Nienawidziłam patrzeć, jak jego oczy robią się wilgotne. To jak patrzenie na sztorm na morzu, podczas gdy ty, siedzisz szczęśliwy w bezpiecznym domu.
- Miley. - Wyszeptał i przylgnął do mnie całym ciałem. Coś w moim sercu pękło i rozpłakałam się w jego ramionach. Czułam jak wszystko ze mnie uchodzi i z całego serca wierzyłam, że teraz wszystko będzie inaczej, że coś się zmieni.
- Przepraszam, tatusiu. - Wyszeptałam do jego ucha.
- Nieważne. - Mruknął odsuwając się ode mnie. Złapał moją twarz w dłonie i uśmiechnął się lekko. - Przepraszam za to wszystko co cię spotkało. Nie wiedziałem, że jest aż tak źle, wybacz mi córeczko.
- Nieważne. - Mruknęłam i uśmiechnęłam się do niego.

            Po jakimś czasie zostałam sama i naprawdę się z tego cieszyłam. Moja mama nie odezwała się ani razu, razem z Jasonem nawet na mnie nie spojrzeli. W tej chwili jednak o to nie dbałam. Cieszyłam sie, że był tu tata, że nie nakrzyczał na mnie i, że nie odwrócił się przez to co zrobiłam. Czułam, że powoli wychodzę na prostą, a właściwie to miałam taką nadzieję.
            W głowie wciąż szumiał mi głos Liama. Nie miałam jednak zamiaru rozpamiętywać tamtej chwili, choć w głębi miałam nadzieję, że obserwuje mnie teraz z góry i uśmiecha się. To już czas po zapomnieć o krzywdach i o wszystkim. Skończę szkołę, wyprowadzę się i już nigdy tu nie wrócę. Tak, to będzie najlepsze rozwiązanie.

            Późną nocą drzwi mojego pokoju otworzyły się. Nie spałam, choć odruchowo wzięłam w dłoń pilot z guzikiem, który naduszę, jeśli będę potrzebowała pomocy. Zaraz jednak moje obawy odeszły, a w gościu rozpoznałam Nicholasa. Odetchnęłam z ulga, choć zastanawiałam się co robi tu o tak późnej porze.
- Przyniosłem ci coś słodkiego. - Wytłumaczył się od razu. - Ale jeśli chcesz, to sobie pójdę. - Dodał szybko, robiąc jeden krok w tył.
- Nie, zostań, proszę. - Delikatnie uśmiechnęłam i wyciągnęłam dłonie chcąc odebrać od niego poczęstunek.
- Proszę. - Uśmiechnął się i podał mi malutką paczuszkę. Zagryzłam wargę i szybko ją rozwinęłam, dopiero teraz przypomniałam sobie jak długo nie miałam już nic w ustach. Kilka tabliczek czekolad, ptasie mleczko i żelki, zdecydowanie poprawiły mi humor.
- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się pod nosem, rozwijając białą czekoladę z bakaliami.
- Do usług. - Roześmiał się. - Pomóc ci? - Zaproponował, widząc jak niezdarnie męczę się ze szczelnie opakowaną słodkością. Swoją rolę odgrywał też w tym fakt, że po prostu nie miałam siły, a dłonie jeszcze mi się trzęsły.
- Dzięki. - Zawtórowałam po raz kolejny, odbierając od niego czekoladę, której kosteczka powędrowała już do mojej buzi. Zdążyłam się już stęsknić za takim rarytasem, jak czekolada. Zazwyczaj nie wolno było mi jej ruszać.
- Miley... - Westchnął zaraz, unosząc na mnie wzrok. - Dlaczego to zrobiłaś? - Dłuższą chwilę zajęło mi wymyślenie odpowiedzi, choć uznałam, że po prostu nie warto.
- Nie chce o tym mówić, Nick. Przepraszam cię, ale to dla mnie trudne i wolałabym ...
- Dobrze. - Wtrącił mi się w słowo. - Zrozumiem, jeśli obiecasz mi jeden, krótki spacer po wyjściu ze szpitala. - Zabawnie poruszał brwiami i uśmiechnął się, tylko dla mnie.
- Chętnie. - Zawtórowałam mu uśmiechem i spojrzałam w czekoladowe oczy. Kim jesteś i dlaczego to robisz... ?

            Poczułam jego usta na swoim policzku i delikatny oddech. Nie miałam już jednak sił, by otworzyć powieki choć na chwilę. Szczelniej okrył mnie pościelą i zbliżył się do mojego ucha.
- Cieszę się, że żyjesz, Smiley.
            Po czym usłyszałam już tylko ciche zamknięcie drzwi. Uśmiechnęłam się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Posty