Kiedy
wieczorem położyłam się w łóżku, kiedy znów zostałam sama, wszystko wróciło.
Nie zamykałam oczu, bo przed nimi wciąż widziałam wypadek. Nie potrafiłam
odwrócić swoich myśli od tego wszystkiego. Znów wspomnienia wróciły, a cała
przeszłość na nowo zwróciła się przeciwko mnie. Moje serce nie potrafiło się
uspokoić, a myśli szalały. Nie rozumiałam, dlaczego Liam sam nie powiedział mi
o swoim planowanym ślubie. Nie rozumiałam, dlaczego ktoś zniszczył jego grób,
czym mu zawinił? Nie rozumiałam, dlaczego cały świat był przeciwko mnie... ?
Obróciłam
się na brzuch i ukryłam twarz w poduszce. Zagryzłam ją, byleby nie krzyknąć z
bólu, który rozdzierał moje serce. Czułam, że zaraz wybuchnę. Potrzebowałam
czyjegoś ramienia, by na nowo uzyskać spokój. Nie miałam jednak nikogo, nawet
przyjaciółki. Zostałam sama.
W
natłoku negatywnych myśli, wspomnień i odczuć skierowałam się do łazienki. Nie
zorientowałam się nawet, kiedy srebrzysta żyletka znalazła się na moim
nadgarstku. Przejechałam po nim stopniowo dodając siły. Krew sączyła się,
upadając w ciszy na ziemię. Nie płakałam, właściwie to odczuwałam nawet ulgę i
uśmiechnęłam się. Było dobrze.
Zaraz
jednak zakręciło mi się w głowie i zorientowałam się, że upadam. Zamknęłam oczy
z nadzieją, że już ich nie otworze. Nie chciałam żyć bez niego, bez nich.
Wolałam umrzeć w samotności niż w niej żyć. Może i byłam samolubna, ale już nie
miałam siły, nie potrafiłam tak dłużej. Wciąż dławiłam się wspomnieniami i
zaraz wypluwałam je na ziemię. Potem zaczynałam się dusić...
Jak
przez mgłę słyszałam przeraźliwe krzyki i czułam, że się unoszę. Nie
wiedziałam, czy to już koniec, czy właśnie przebywam swoją ostatnią drogę,
do... ? No właśnie, do czego? Do Liama? Do Demi, Trey'a, babci? Do kogo? Do
aniołów, do Boga? Czy tam na dół, gdzie nie ma niczego? A może ugrzęznę pomiędzy dwoma światami i
chcąc czy nie, nadal będę się męczyła?
Ze
strachem otwierałam oczy, bojąc się o to co zaraz zobaczę. Wszędzie było biało
i zmrużyłam powieki, a gorące światło raziło mnie. Czasem słyszałam czyjeś
rozmowy dochodzące zewsząd. Kręciłam głową, choć nie widziałam właściwie nic,
prócz bieli. Czułam rozpalający ból w ręce, jak by rozdzierał mi ją na części.
Otworzyłam usta, z których wydobył się krzyk wraz z którym podniosłam się do
pozycji siedzącej.
- Miley? - Moje imię dotarło do mnie jak by ktoś stał
za mną. Obróciłam się, lecz nikogo za sobą nie widziałam. - Tu jestem, aniołku.
- Usłyszałam ponownie i rozpoznałam ten głos. Tylko jedna osoba mnie tak
nazywała.
- Liam? - Wyszeptałam drżącym głosem. Nie wiedziałam
co tak naprawdę się dzieje, ale nie zamierzałam przestać. Czułam, że jestem we
właściwym miejscu, że zaraz zobaczę ukochanego i wszystko się ułoży, tam o
góry, przy nim. - Co się dzieje?
- Uwięziłaś się, aniołku. Musisz wracać tam, na
ziemię. Musisz żyć, Miley. Wiem dlaczego to wszystko zrobiłaś, obserwuję cię
każdego dnia, razem z Demi i Trey'em. Staramy się ci pomóc, ale ty nas
odrzucasz. Proszę cię, wróć i zacznij układać swoje życie od początku, masz
wokół siebie naprawdę kochające cię osoby. Nie pozwól, żeby twoi rodzice
stracili kolejne dziecko, a brat kolejną bliską mu osobę. Nie zadawaj im bólu.
- Ale oni mi go zadają, Liam. - Wtrąciłam. - Nie mogę
wychodzić normalnie z domu, nie mogę zejść po jedzenie ani picie. Oni mnie nienawidzą,
Liam. Ja chcę iść z tobą, proszę cię, zabierz mnie ze sobą.
- Nie mogę. Nigdy cię tu nie wpuszczę rozumiesz?
Jesteś głupia, myśląc, że śmierć może rozwiązać wszystko! To w niczym nie
pomaga, rozumiesz?! - Krzyknął donośnie, sprawiając, że mocniej wbiłam się w
łóżko. - Wracaj tam, błagam cię, wracaj... - Ostatni szept rozniósł się po
pokoju i nagle wszystko zaczęło się zmieniać. Białe dotychczas ściany
zamieniały się w pomarańczowe, zamiast niewyraźnych rozmów słyszałam donośne,
pełne zdania, a kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam pokój wypełniony ludźmi.
Czułam, że ktoś trzyma moją dłoń i spojrzałam w tamtą stronę, widząc tatę słabo
się uśmiechnęłam i spojrzałam w stronę Nicka, który stał na przeciwko łóżka.
Jego oczy wypełnione były łzami, choć nie miałam pojęcia z jakiego powodu. Pod
ścianą widziałam Jasona, mamę i jakiegoś chłopaka, z włosami postawionymi na
żel. Z podobieństwa wynikało na to, że to brat Nicka. Poruszyłam palcami,
sprawiając, że wzrok ojca spoczął na mnie. Wpierw otworzył usta, następnie je
zamknął i ze świtem wypuścił powietrze. Z kącików jego oczu wypłynęły łzy,
przez co poczułam się okropnie. Nienawidziłam patrzeć, jak jego oczy robią się
wilgotne. To jak patrzenie na sztorm na morzu, podczas gdy ty, siedzisz
szczęśliwy w bezpiecznym domu.
- Miley. - Wyszeptał i przylgnął do mnie całym ciałem.
Coś w moim sercu pękło i rozpłakałam się w jego ramionach. Czułam jak wszystko
ze mnie uchodzi i z całego serca wierzyłam, że teraz wszystko będzie inaczej,
że coś się zmieni.
- Przepraszam, tatusiu. - Wyszeptałam do jego ucha.
- Nieważne. - Mruknął odsuwając się ode mnie. Złapał
moją twarz w dłonie i uśmiechnął się lekko. - Przepraszam za to wszystko co cię
spotkało. Nie wiedziałem, że jest aż tak źle, wybacz mi córeczko.
- Nieważne. - Mruknęłam i uśmiechnęłam się do niego.
Po
jakimś czasie zostałam sama i naprawdę się z tego cieszyłam. Moja mama nie
odezwała się ani razu, razem z Jasonem nawet na mnie nie spojrzeli. W tej
chwili jednak o to nie dbałam. Cieszyłam sie, że był tu tata, że nie nakrzyczał
na mnie i, że nie odwrócił się przez to co zrobiłam. Czułam, że powoli wychodzę
na prostą, a właściwie to miałam taką nadzieję.
W
głowie wciąż szumiał mi głos Liama. Nie miałam jednak zamiaru rozpamiętywać
tamtej chwili, choć w głębi miałam nadzieję, że obserwuje mnie teraz z góry i
uśmiecha się. To już czas po zapomnieć o krzywdach i o wszystkim. Skończę
szkołę, wyprowadzę się i już nigdy tu nie wrócę. Tak, to będzie najlepsze
rozwiązanie.
Późną
nocą drzwi mojego pokoju otworzyły się. Nie spałam, choć odruchowo wzięłam w
dłoń pilot z guzikiem, który naduszę, jeśli będę potrzebowała pomocy. Zaraz
jednak moje obawy odeszły, a w gościu rozpoznałam Nicholasa. Odetchnęłam z
ulga, choć zastanawiałam się co robi tu o tak późnej porze.
- Przyniosłem ci coś słodkiego. - Wytłumaczył się od
razu. - Ale jeśli chcesz, to sobie pójdę. - Dodał szybko, robiąc jeden krok w
tył.
- Nie, zostań, proszę. - Delikatnie uśmiechnęłam i
wyciągnęłam dłonie chcąc odebrać od niego poczęstunek.
- Proszę. - Uśmiechnął się i podał mi malutką
paczuszkę. Zagryzłam wargę i szybko ją rozwinęłam, dopiero teraz przypomniałam
sobie jak długo nie miałam już nic w ustach. Kilka tabliczek czekolad, ptasie
mleczko i żelki, zdecydowanie poprawiły mi humor.
- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się pod nosem, rozwijając
białą czekoladę z bakaliami.
- Do usług. - Roześmiał się. - Pomóc ci? -
Zaproponował, widząc jak niezdarnie męczę się ze szczelnie opakowaną
słodkością. Swoją rolę odgrywał też w tym fakt, że po prostu nie miałam siły, a
dłonie jeszcze mi się trzęsły.
- Dzięki. - Zawtórowałam po raz kolejny, odbierając od
niego czekoladę, której kosteczka powędrowała już do mojej buzi. Zdążyłam się
już stęsknić za takim rarytasem, jak czekolada. Zazwyczaj nie wolno było mi jej
ruszać.
- Miley... - Westchnął zaraz, unosząc na mnie wzrok. -
Dlaczego to zrobiłaś? - Dłuższą chwilę zajęło mi wymyślenie odpowiedzi, choć
uznałam, że po prostu nie warto.
- Nie chce o tym mówić, Nick. Przepraszam cię, ale to
dla mnie trudne i wolałabym ...
- Dobrze. - Wtrącił mi się w słowo. - Zrozumiem, jeśli
obiecasz mi jeden, krótki spacer po wyjściu ze szpitala. - Zabawnie poruszał
brwiami i uśmiechnął się, tylko dla mnie.
- Chętnie. - Zawtórowałam mu uśmiechem i spojrzałam w
czekoladowe oczy. Kim jesteś i dlaczego
to robisz... ?
Poczułam
jego usta na swoim policzku i delikatny oddech. Nie miałam już jednak sił, by
otworzyć powieki choć na chwilę. Szczelniej okrył mnie pościelą i zbliżył się
do mojego ucha.
- Cieszę się, że żyjesz, Smiley.
Po
czym usłyszałam już tylko ciche zamknięcie drzwi. Uśmiechnęłam się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz