czwartek, 26 lipca 2012

08. Czułam, że brakuje tylko chwili, bym była zakochana, po raz kolejny.


            Na drugi dzień dostałam już wypis ze szpitala i po zapakowaniu swoich rzeczy do torby, czekałam na tatę, siedząc na łóżku szpitalnym. Rozejrzałam się dookoła. Właściwie to cieszyłam się, że tu byłam. To miejsce dało mi trochę spokojnego czasu, żeby to wszystko przemyśleć. Nie, żebym narzekała na wolny czas w domu, ale w innym miejscu to zupełnie co innego. W końcu dotarło do mnie, że to wszystko przez co już przeszłam, nie ma kompletnego sensu! Nadszedł czas, żebym pogodziła się z ich odejściem i żyła dalej, ruszyła do przodu. Może i jest mi trudno, może nikt mi w tym nie pomaga, ale dam sobie radę, nawet sama.
- Cześć, kochanie. - W progu stanął tata, który już wyciągnął ręce by mnie uściskać. W uśmiechem wpadłam w jego ramiona.
- No cześć. Jedziemy?
- Tak, tylko po drodze wpadniemy jeszcze do centrum, muszę załatwić coś w firmie. - Wytłumaczył zabierając moja torbę, po czym złapał moja dłoń i wyszliśmy ze szpitala. Powiew świeżego powietrza od razu dotarł do mnie i opatulił dookoła. Uśmiech na nowo wystąpił na mojej twarzy, to chyba dobry początek dnia.. ?

            Podczas gdy mój tata załatwiał interesy w biurze, ja przechadzałam się po centrum handlowym na przeciwko. Co jakiś czas mijali mnie znajomi ze szkoły, ale cieszyłam się, że nie zwracali na mnie zbyt dużej uwagi. Chciałam tylko w spokoju pokręcić się i zaczekać na tatę. O dziwo wrócił, nim zdążyłam obejść zaledwie 1/5 centrum. Widocznie promieniał i zastanawiałam się, z jakiego to powodu?
- Wygląda na to, że zostaję. - Powiedział widocznie podekscytowany, a ja miałam ochotę skakać z radości. Czy to znaczy, że wszystko co działo się do tej pory, skończyło się właśnie w tym momencie?

            Całą drogę do domu zastanawiałam się, jak mam się zachować? Mam iść prosto do siebie, czy iść dosłownie tam, gdzie chce? Czy teraz bez problemu będę mogła zjeść posiłek z "rodziną"? I co najważniejsze, czy tata postawi się w końcu mamie?
            Zamknąwszy oczy wyobraziłam sobie powrót do domu. Widziałam mamę, która wita mnie z otwartymi ramionami, brata, który uśmiecha się na mój widok i psa, który wesoło szczeka, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Mimowolnie poczułam jak po moich policzkach spływają łzy. Sama nie wiem, chyba miałam nadzieję, że coś takiego może mi się przydarzyć, choć w głębi duszy i tak wiedziałam, że to nigdy nie będzie miało miejsca. Wiedziałam jak mama na mnie patrzy i co czuje. Znałam ją lepiej niż mogło się wydawać.
            Od momentu ich śmierci obiecywałam sobie, że pewnego dnia powiem im wszystkim jak to było. Widocznie jednak byłam na to jeszcze za słaba, wiedziałam, że nigdy nie dam rady tego zrobić. Wspomnienia były dla mnie za ciężkie i nie potrafiłam się przełamać. Choć uparcie wierzyłam w swoją siłę, tak naprawdę byłam słaba.



            Co noc marzyłem o jej nieskazitelnie błękitnych oczach. Widziałem ją zaledwie kilka razy, kiedy wymykała się z domu, kiedy wpadła na mnie i speszona uciekła, i kiedy była tamtej nocy w kuchni. Była piękna w każdej z tych chwil. Kiedy jej włosy opadały na ramiona, wtedy gdy skoczyła z balkonu i poraniła sobie dłoń. Chciałem jej pomóc, ale czułem, że mi nie wolno. Wiedziałem, że pragnie być niezauważona, jak cień pląsający się po domu. Nocami wysłuchiwałem jej kroków na schodach, i faktycznie, przechadzała się tamtędy każdej nocy, chwilę po tym jak zegar wybijał północ. Pewnie myślała, że wszyscy już śpią. Naprawdę nie wiem, co podkusiło mnie wtedy, że zebrałem się w sobie i zszedłem do kuchni za nią. Czy żałuję? Nie, przecież nie mam czego. W końcu ją poznałem. Teraz jest chyba jedyną rzeczą, która nadal trzyma mnie w tym miejscu. Sprawiła, że nie chcę wyjeżdżać, najlepiej nigdy. Chciałem trzymać się jej najbliżej jak mogłem, ale nigdy nie pozwalała mi na to. Wiem, że coś skrywa, ale nie pytam jej o to. Nie chcę stąpać po cienkim lodzie, wolę utrzymać to tu, i teraz.



            Widząc wzrok mamy, wolałam iść od razu do siebie. Opowiedziałam tacie wszystko, kiedy zostaliśmy sami w szpitalu. Nie chciałam wywołać w nim wyrzutów sumienia, ale to prawda, że zostawił mnie kiedy potrzebowałam go najmocniej. Po prostu go nie było.
            Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami. Westchnęłam, przymykając oczy. Z dołu dochodziły już do mnie odgłosy kłótni moich rodziców. Objęłam głowę rękoma chcąc sprawić, żeby to wszystko odeszło. Dopiero co wróciłam do domu, a wszystko już zaczynało się od nowa. Ktoś zapukał do drzwi, więc odsunęłam się i otworzyłam je.
- Wydaje mi się, że chciałabyś się stąd wyrwać. - Usłyszałam jego zachrypnięty głos.
- Tylko się przebiorę.

            Po cichu wymknęliśmy się z domu. Nie chciałam przerywać im tego, co właśnie robili. Nie chciałam się w to już dłużej mieszać. Kiedy tylko przebiegliśmy przez zielony trawnik, poczułam się wolna, tak naprawdę wolna. Spojrzałam na mojego towarzysza, który patrzył na mnie jak na wariatkę, ale nie, nie przeszkadzało mi to, właściwie byłam już przyzwyczajona. Ludzie myśleli, że zwariowałam i po części tak było, ale zachowałam też starą siebie, którą chce w końcu pobudzić do życia.
- Dokąd? - Zapytał i uśmiechnął się.
- Sama nie wiem, byle daleko.

            Czułam się dobrze, będąc blisko niego. Nie wiem co takiego było w nim, że przyciągał mnie za każdym razem gdy go widziałam. Chyba mogę powiedzieć, że go lubię... ? Spojrzałam w bok, gdzie siedział teraz Nicholas. Przyglądałam się mu przez dłuższą chwilę, po czym odwróciłam wzrok z powrotem na widok. Byliśmy na skarpie, gdzie kiedyś przychodziłam z przyjaciółmi. Przysięgam, że nie wiem, jakim cudem on znalazł to miejsce, ale cieszyłam się, że właśnie tu mnie przyprowadził.
- Tak właściwie... - Zaczęłam. - Dlaczego tu jesteście? Przecież, wydaje mi się, że macie raczej... Wystarczająco dużo funduszy na hotel... ? - Nicholas roześmiał się i przerzucił wzrok na mnie.
- Wiesz, Smiley. Czasem fajnie jest wrócić do swoich korzeni. Ja tego nie pamiętam, ale Kevin opowiadał mi o tym, jak bawiliśmy się wszyscy razem, gdy byliśmy mali. Ponoć spędzaliśmy razem całe dnie.
- Nie wiedziałam. - Przyznałam szczerze. - Nikt nie mówił mi o tym.
- Ja też dowiedziałem się o tym dopiero kilka dni temu, więc nie jesteś sama. - Ponownie uśmiechnął się, po czym spojrzał na moje odkryte ramiona. - Zimno ci? - Zapytał i nie czekając na odpowiedź, założył mi swoją bluzę na ramiona i stanął przede mną, żeby zapiąć zamek. Byłam lekko oszołomiona i przestraszona zarazem. Już dawno nikt nie był tak blisko, że niemal czułam jego oddech na sobie. Coś w środku mnie poruszyło się, kiedy wciągnęłam powietrze zmieszane z jego perfumami. Moje oczy zaszkliły się i obróciłam twarz bokiem. Nie uszło to Jonasowi i natychmiast odsunął się ode mnie. - Przepraszam. - wyjąkał.
- Nie, przestań, to... To nic takiego. - Szepnęłam uśmiechając się niepewnie. - Po prostu, wspomnienia, rozumiesz.
- Chyba masz ich dużo, hm? - Zagadnął spoglądając na mnie.
- Dlaczego tak myślisz?
- Sam nie wiem, wyglądasz mi na taką... Wydajesz się być zbyt wrażliwa, jak na zwykłego człowieka. - Wzruszył ramionami.
- A to źle?
- Nie powiedziałem tego. - Uśmiechnął się. - To dobrze, mi się podoba. - Dodał ciszej, sprawiając, że poczułam jak policzki zaczynają mnie piec. Spuściłam lekko głowę i uśmiechnęłam się.

            Stanęliśmy na środku mojego pokoju, w tej samej chwili gdy zegar wybijał północ. Nicholas zaśmiał się pod nosem, a ja nerwowo rozglądałam się po pokoju, marząc by w jednej chwili zrobił się tu porządek.
- Chyba będę już leciał. - Szepnął. Spojrzałam na niego, za oknem było ciemno, ale to nie przeszkodziło mi w dyskretnym podglądaniu go. - Dobranoc, Smiley. - Zbliżył się odciskając ślad ust na moich policzku. Oszołomiona przymknęłam powieki i stałam, nie ruszając się ani o milimetr, aż drzwi zamknęły się z cichym skrzypnięciem. Ruszyłam się niepewnie, nie chcąc ocknąć się ze stanu, w którym się znajdowałam. Ewidentnie coś mnie do niego ciągnęło, ale nie potrafiłam tak po prostu się przełamać. Nadal czułam, że należę do Liama.
            Zorientowałam się, że jego bluza wciąż leży na moich ramionach. Zdjęłam ja, przybliżając do nosa i mocno wciągnęłam powietrze. Jego zapach stał się moim narkotykiem.
            Ruszyłam się, robiąc krok w kierunku drzwi. Przechodząc przez cały korytarz, zastanawiałam się, czy nie będę mu się narzucać. Nie chciałam go od siebie odstraszyć. Zapukałam, nerwowo odliczając chwile, aż pojawi się w drzwiach.
- Zapomniałeś bluzy. - Wyszeptałam podając mu ją.
- Wcale nie zapomniałem. - Wyszczerzył się. Odchrząknęłam znacząco i wcisnęłam mu ja w ręce. Uśmiechnęłam się i odwróciłam na pięcie, gdy zatrzymał mnie po raz kolejny.
- Pójdziesz gdzieś ze mną jeszcze? Może... W piątek? - Zapytał patrząc na mnie nieśmiało. Pokiwałam głową i zniknęłam za drzwiami pokoju. Może to za szybko by stwierdzić na pewno, ale po prostu się zakochiwałam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Posty