Na
drugi dzień dostałam już wypis ze szpitala i po zapakowaniu swoich rzeczy do
torby, czekałam na tatę, siedząc na łóżku szpitalnym. Rozejrzałam się dookoła.
Właściwie to cieszyłam się, że tu byłam. To miejsce dało mi trochę spokojnego
czasu, żeby to wszystko przemyśleć. Nie, żebym narzekała na wolny czas w domu,
ale w innym miejscu to zupełnie co innego. W końcu dotarło do mnie, że to
wszystko przez co już przeszłam, nie ma kompletnego sensu! Nadszedł czas, żebym
pogodziła się z ich odejściem i żyła dalej, ruszyła do przodu. Może i jest mi
trudno, może nikt mi w tym nie pomaga, ale dam sobie radę, nawet sama.
- Cześć, kochanie. - W progu stanął tata, który już
wyciągnął ręce by mnie uściskać. W uśmiechem wpadłam w jego ramiona.
- No cześć. Jedziemy?
- Tak, tylko po drodze wpadniemy jeszcze do centrum,
muszę załatwić coś w firmie. - Wytłumaczył zabierając moja torbę, po czym
złapał moja dłoń i wyszliśmy ze szpitala. Powiew świeżego powietrza od razu
dotarł do mnie i opatulił dookoła. Uśmiech na nowo wystąpił na mojej twarzy, to
chyba dobry początek dnia.. ?
Podczas
gdy mój tata załatwiał interesy w biurze, ja przechadzałam się po centrum
handlowym na przeciwko. Co jakiś czas mijali mnie znajomi ze szkoły, ale
cieszyłam się, że nie zwracali na mnie zbyt dużej uwagi. Chciałam tylko w
spokoju pokręcić się i zaczekać na tatę. O dziwo wrócił, nim zdążyłam obejść
zaledwie 1/5 centrum. Widocznie promieniał i zastanawiałam się, z jakiego to
powodu?
- Wygląda na to, że zostaję. - Powiedział widocznie
podekscytowany, a ja miałam ochotę skakać z radości. Czy to znaczy, że wszystko
co działo się do tej pory, skończyło się właśnie w tym momencie?
Całą
drogę do domu zastanawiałam się, jak mam się zachować? Mam iść prosto do
siebie, czy iść dosłownie tam, gdzie chce? Czy teraz bez problemu będę mogła
zjeść posiłek z "rodziną"? I co najważniejsze, czy tata postawi się w
końcu mamie?
Zamknąwszy
oczy wyobraziłam sobie powrót do domu. Widziałam mamę, która wita mnie z
otwartymi ramionami, brata, który uśmiecha się na mój widok i psa, który wesoło
szczeka, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Mimowolnie poczułam jak po moich policzkach
spływają łzy. Sama nie wiem, chyba miałam nadzieję, że coś takiego może mi się
przydarzyć, choć w głębi duszy i tak wiedziałam, że to nigdy nie będzie miało
miejsca. Wiedziałam jak mama na mnie patrzy i co czuje. Znałam ją lepiej niż
mogło się wydawać.
Od
momentu ich śmierci obiecywałam sobie, że pewnego dnia powiem im wszystkim jak
to było. Widocznie jednak byłam na to jeszcze za słaba, wiedziałam, że nigdy
nie dam rady tego zrobić. Wspomnienia były dla mnie za ciężkie i nie potrafiłam
się przełamać. Choć uparcie wierzyłam w swoją siłę, tak naprawdę byłam słaba.
Co noc marzyłem o jej nieskazitelnie
błękitnych oczach. Widziałem ją zaledwie kilka razy, kiedy wymykała się z domu,
kiedy wpadła na mnie i speszona uciekła, i kiedy była tamtej nocy w kuchni.
Była piękna w każdej z tych chwil. Kiedy jej włosy opadały na ramiona, wtedy
gdy skoczyła z balkonu i poraniła sobie dłoń. Chciałem jej pomóc, ale czułem,
że mi nie wolno. Wiedziałem, że pragnie być niezauważona, jak cień pląsający
się po domu. Nocami wysłuchiwałem jej kroków na schodach, i faktycznie,
przechadzała się tamtędy każdej nocy, chwilę po tym jak zegar wybijał północ.
Pewnie myślała, że wszyscy już śpią. Naprawdę nie wiem, co podkusiło mnie
wtedy, że zebrałem się w sobie i zszedłem do kuchni za nią. Czy żałuję? Nie,
przecież nie mam czego. W końcu ją poznałem. Teraz jest chyba jedyną rzeczą,
która nadal trzyma mnie w tym miejscu. Sprawiła, że nie chcę wyjeżdżać,
najlepiej nigdy. Chciałem trzymać się jej najbliżej jak mogłem, ale nigdy nie
pozwalała mi na to. Wiem, że coś skrywa, ale nie pytam jej o to. Nie chcę
stąpać po cienkim lodzie, wolę utrzymać to tu, i teraz.
Widząc wzrok mamy,
wolałam iść od razu do siebie. Opowiedziałam tacie wszystko, kiedy zostaliśmy
sami w szpitalu. Nie chciałam wywołać w nim wyrzutów sumienia, ale to prawda,
że zostawił mnie kiedy potrzebowałam go najmocniej. Po prostu go nie było.
Zamknęłam
drzwi i oparłam się o nie plecami. Westchnęłam, przymykając oczy. Z dołu
dochodziły już do mnie odgłosy kłótni moich rodziców. Objęłam głowę rękoma
chcąc sprawić, żeby to wszystko odeszło. Dopiero co wróciłam do domu, a
wszystko już zaczynało się od nowa. Ktoś zapukał do drzwi, więc odsunęłam się i
otworzyłam je.
- Wydaje mi się, że chciałabyś się stąd wyrwać. -
Usłyszałam jego zachrypnięty głos.
- Tylko się przebiorę.
Po
cichu wymknęliśmy się z domu. Nie chciałam przerywać im tego, co właśnie
robili. Nie chciałam się w to już dłużej mieszać. Kiedy tylko przebiegliśmy
przez zielony trawnik, poczułam się wolna, tak naprawdę wolna. Spojrzałam na
mojego towarzysza, który patrzył na mnie jak na wariatkę, ale nie, nie
przeszkadzało mi to, właściwie byłam już przyzwyczajona. Ludzie myśleli, że
zwariowałam i po części tak było, ale zachowałam też starą siebie, którą chce w
końcu pobudzić do życia.
- Dokąd? - Zapytał i uśmiechnął się.
- Sama nie wiem, byle daleko.
Czułam
się dobrze, będąc blisko niego. Nie wiem co takiego było w nim, że przyciągał
mnie za każdym razem gdy go widziałam. Chyba mogę powiedzieć, że go lubię... ?
Spojrzałam w bok, gdzie siedział teraz Nicholas. Przyglądałam się mu przez
dłuższą chwilę, po czym odwróciłam wzrok z powrotem na widok. Byliśmy na
skarpie, gdzie kiedyś przychodziłam z przyjaciółmi. Przysięgam, że nie wiem,
jakim cudem on znalazł to miejsce, ale cieszyłam się, że właśnie tu mnie
przyprowadził.
- Tak właściwie... - Zaczęłam. - Dlaczego tu
jesteście? Przecież, wydaje mi się, że macie raczej... Wystarczająco dużo
funduszy na hotel... ? - Nicholas roześmiał się i przerzucił wzrok na mnie.
- Wiesz, Smiley. Czasem fajnie jest wrócić do swoich
korzeni. Ja tego nie pamiętam, ale Kevin opowiadał mi o tym, jak bawiliśmy się
wszyscy razem, gdy byliśmy mali. Ponoć spędzaliśmy razem całe dnie.
- Nie wiedziałam. - Przyznałam szczerze. - Nikt nie
mówił mi o tym.
- Ja też dowiedziałem się o tym dopiero kilka dni
temu, więc nie jesteś sama. - Ponownie uśmiechnął się, po czym spojrzał na moje
odkryte ramiona. - Zimno ci? - Zapytał i nie czekając na odpowiedź, założył mi
swoją bluzę na ramiona i stanął przede mną, żeby zapiąć zamek. Byłam lekko
oszołomiona i przestraszona zarazem. Już dawno nikt nie był tak blisko, że
niemal czułam jego oddech na sobie. Coś w środku mnie poruszyło się, kiedy
wciągnęłam powietrze zmieszane z jego perfumami. Moje oczy zaszkliły się i
obróciłam twarz bokiem. Nie uszło to Jonasowi i natychmiast odsunął się ode
mnie. - Przepraszam. - wyjąkał.
- Nie, przestań, to... To nic takiego. - Szepnęłam
uśmiechając się niepewnie. - Po prostu, wspomnienia, rozumiesz.
- Chyba masz ich dużo, hm? - Zagadnął spoglądając na
mnie.
- Dlaczego tak myślisz?
- Sam nie wiem, wyglądasz mi na taką... Wydajesz się
być zbyt wrażliwa, jak na zwykłego człowieka. - Wzruszył ramionami.
- A to źle?
- Nie powiedziałem tego. - Uśmiechnął się. - To
dobrze, mi się podoba. - Dodał ciszej, sprawiając, że poczułam jak policzki
zaczynają mnie piec. Spuściłam lekko głowę i uśmiechnęłam się.
Stanęliśmy
na środku mojego pokoju, w tej samej chwili gdy zegar wybijał północ. Nicholas
zaśmiał się pod nosem, a ja nerwowo rozglądałam się po pokoju, marząc by w
jednej chwili zrobił się tu porządek.
- Chyba będę już leciał. - Szepnął. Spojrzałam na
niego, za oknem było ciemno, ale to nie przeszkodziło mi w dyskretnym
podglądaniu go. - Dobranoc, Smiley. - Zbliżył się odciskając ślad ust na moich
policzku. Oszołomiona przymknęłam powieki i stałam, nie ruszając się ani o
milimetr, aż drzwi zamknęły się z cichym skrzypnięciem. Ruszyłam się niepewnie,
nie chcąc ocknąć się ze stanu, w którym się znajdowałam. Ewidentnie coś mnie do
niego ciągnęło, ale nie potrafiłam tak po prostu się przełamać. Nadal czułam,
że należę do Liama.
Zorientowałam
się, że jego bluza wciąż leży na moich ramionach. Zdjęłam ja, przybliżając do
nosa i mocno wciągnęłam powietrze. Jego zapach stał się moim narkotykiem.
Ruszyłam
się, robiąc krok w kierunku drzwi. Przechodząc przez cały korytarz,
zastanawiałam się, czy nie będę mu się narzucać. Nie chciałam go od siebie
odstraszyć. Zapukałam, nerwowo odliczając chwile, aż pojawi się w drzwiach.
- Zapomniałeś bluzy. - Wyszeptałam podając mu ją.
- Wcale nie zapomniałem. - Wyszczerzył się.
Odchrząknęłam znacząco i wcisnęłam mu ja w ręce. Uśmiechnęłam się i odwróciłam
na pięcie, gdy zatrzymał mnie po raz kolejny.
- Pójdziesz gdzieś ze mną jeszcze? Może... W piątek? -
Zapytał patrząc na mnie nieśmiało. Pokiwałam głową i zniknęłam za drzwiami
pokoju. Może to za szybko by stwierdzić na pewno, ale po prostu się
zakochiwałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz