czwartek, 26 lipca 2012

10. Nie mam nikogo, nie mam nawet rodziny!


            Dzisiejszego dnia czułam się dziwnie niespokojna. Nie wiem co się działo, choć czułam, że coś idzie w złym kierunku.
            Usiadłam na łóżku, opierając się o ścianę. Ziewnęłam przeciągle i odchyliłam głowę. Znowu nie przespałam kilku ubiegłych nocy. Moje koszmary powróciły wraz z lękami. Po raz kolejny coś nie dawało mi spokoju i bałam się, po prostu bałam. Jednak ze względu na tatę udawałam, że wszystko jest okej, nie chciałam, żeby znowu wysyłał mnie do terapeuty, albo i nawet na jakąś obserwację psychiatryczną, nie chciałam, żeby się martwił.
            Po tamtej wizycie u psychologa czułam się dobrze, przez kilka dni, potem odwiedziłam grób Dems i znowu się zaczęło. Miałam jakieś stany lękowe, a kilka razy zdawało mi się, że widzę kogoś w oknie, lub na ciemnej ulicy. Musiałam z kimś o tym porozmawiać, czułam taką potrzebę, jednak nie miałam nikogo poza Nickiem, a jego akurat nie chciałam obarczać swoimi problemami.

            W szkole nic się nie zmieniło. Wszyscy nadal traktowali mnie jak powietrze lub robili ze mnie pośmiewisko - byłam marionetką w ich rękach, ale nie miałam już siły się przeciwstawiać. Byłam wyczerpana, żyłam już na oparach życia, jeśli można to tak nazwać - nie miałam na nic sił.
            Minęłam jedną z cheerleaderek i modliłam się, żeby nic nie powiedziała - ona jednak tylko uśmiechnęła się delikatnie do mnie. Zbladłam, czyżby kombinowali coś nowego? Ciekawe co tym razem... Obleją mnie farbą? Wyrzucą moje ubrania? Zamkną w schowku na piłki? Prychnęłam, nie zniszczą mnie tak tanimi zagrywkami. Obejrzałam się, jednak nie zauważyłam jej już na korytarzu, musiała skręcić do stołówki. Brenda była kapitanem cheerleaderek i chcąc, czy nie, każda uważała jej zdanie za świętość. Jednak zawsze było w niej coś, czym wyróżniała się spośród tych wymalowanych lalek - jeszcze nigdy nie zrobiła nic przeciwko mnie. Kiedyś nawet przyniosła mi lekcje, kiedy byłam chora, a Demi wyjechała. Była miła, choć nigdy nie próbowałam się z nią jakoś zaprzyjaźnić, wtedy żyłam w zgodzie tylko z Demi, Trey'em i Liam'em, a reszta jakoś mnie nie interesowała. I teraz odczuwam ten błąd.

            Wróciłam do domu, rzuciłam torbę, zrobiłam sobie kanapki i nalałam soku do szklanki, po czym pomaszerowałam na górę - jak zwykle. Odwróciłam się tyłem do okna i zmieniłam bluzkę, a rurki zamieniłam na luźne dresy. Rozpuściłam rude włosy i przeczesałam je dłonią. W takim wydaniu czułam się dobrze. Usiadłam na łóżku i ugryzłam kanapkę, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę? - Szepnęłam, dziwiąc się, że ktoś w ogóle jeszcze o mnie pamięta.
- Zejdziesz na dół? - W drzwiach pojawił się tata, który uśmiechnął się na mój widok. - Fajna koszulka. - Dodał. Spojrzałam w dół, faktycznie miałam na sobie koszulkę, którą kiedyś kupił mi na delegacji, z różowym misiem i napisem "Nigdy nie będziesz słodszy ode mnie, chyba, że jesteś nią". Zaśmiałam się.
- Po co mam zejść? - Zapytałam powracając do tematu.
- No na obiad. - Zmarszczył brwi. Zaśmiałam się gardłowo i odwróciłam wzrok ku oknu. Poczułam jak materac ugina się. - Co się stało?
- Nic. - Mruknęłam. - Wolę zjeść kanapki.
- Miley... - Westchnął. - Nie możesz spędzić całego życia na jedzeniu tylko kanapek i przesiadywaniu w pokoju. Wyjdź do ludzi, porozmawiaj z kimś!
- Ale ja nie mam nikogo, nie rozumiesz tato? - Krzyknęłam spoglądając na niego. Czułam jak pieką mnie oczy, wiedziałam, że lada moment łzy potoczą się po moich policzkach. - Nie mam nikogo, nie mam nawet rodziny! Wszyscy obwiniacie mnie o ich śmierć, a to nie była moja wina! Ja naprawdę nie chciałam, żeby jechali, nie chciałam, żeby to wszystko tak sie potoczyło! Nie jestem morderczynią i nie zabiłabym osób, które kocham! Wy wszyscy myślicie, że tak łatwo jest pogodzić się z odejściem tylu ważnych osób, ale wiesz co? Gówno wiecie! Ja nie mogę się pozbierać, moje życie straciło sens! Już nigdy ich nie odzyskam, a w dodatku wy mnie nienawidzicie! Moja własna matka nie może na mnie patrzeć, a brat obwinia za śmierć bliźniaka. Już wiesz, już wiesz dlaczego trafiłam wtedy do szpitala? - Załkałam cicho. Coś pękło we mnie i uleciało wraz z chwilą, kiedy wykrzykiwałam swoje uczucia. Ale nie mogłam już więcej udawać przed nim, że wszystko jest dobrze. Nigdy nie było go w domu, nawet po ich śmierci wyjechał zaraz po pogrzebie. Nie może wiedzieć jak się czułam, jak nadal się czuję. A teraz przychodzi, żeby zaprosić mnie na dół na obiad. Cholera, nie jadłam tu obiadu od dobrego roku! Ojciec przytulił mnie do siebie i przeczekał dobre kilkanaście minut, aż się uspokoję.
- Przepraszam. - Szepnął do mojego ucha i wiedziałam, że jest mu przykro pomimo tego, że jedno słowo nigdy nie załatwia całej sprawy. Poprosiłam, żeby na mnie zaczekał i wyszłam do łazienki, gdzie przez krótką chwilę doprowadzałam swoją twarz do porządku, pomalowałam nawet rzęsy tuszem, po czym wróciłam do pokoju i trzymając tatę za dłoń, zeszłam na dół na obiad. Nie chciałam sprawiać mu przykrości.
            Mama spojrzała na mnie z ukosa i mruknęła coś pod nosem, brat się przesiadł, tłumacząc, że nie będzie siedział koło mnie, a jeden z braci Nicka roześmiał się patrząc na Jasona. Najstarczy z braci uśmiechnął się do mnie, przesyłając coś w rodzaju dobrej energii, natomiast sam Nick wstał i odsunął mi krzesło, po czym usiadł koło mnie, z drugiej strony siedział tata.
- Nie będę jadł z morderczynią. - Usłyszałam z ust brata i otworzyłam usta spoglądając na tatę. Jason wstał od stołu i zrzucił swój talerz. - Ona zabiła mojego brata, a wy sadzacie ją przy jednym stole z nami!
- Jason, nie warz się tak o niej mówił. - Mój tata wstał z krzesła i kierował wściekłe spojrzenie w kierunku mojego brata. - Przeproś i siadaj.
- Nie będę przepraszał za prawdę. - Wycedził i odszedł od stołu. Zacisnęłam zęby, jednak rozkleiłam się i odsunęłam krzesło. Wybiegłam z domu ignorując ich krzyki. Chciałam, żeby wszystko w końcu ucichło.

            W końcu zatrzymałam się, byłam w miejscu, gdzie wszystko się zaczęło. Przed klubem, z którego wtedy wyszliśmy. Wspomnienia na nowo migotały mi przed oczami i nie potrafiłam ich zatrzymać. Złapałam się za głowę, nie mogłam już wytrzymać. Spojrzałam w bok, ktoś wykrzykiwał moje imię - Nicholas. Zachwiałam się, potem nie widziałam już nic. Czułam zapach, słyszałam głosy, jednak przed oczyma widziałam jeden obraz - Liama. Zbliżał się i mówił do mnie, tak jak tamtej nocy w szpitalu. Tym razem jednak nie rozumiałam co mówi, w pamięci utkwiło mi tylko - Zapomnij o mnie, on pokochał Cię i nie odpuści tak łatwo. Jest dobry. Wtem otworzyłam oczy i spojrzałam w jego brązowe tęczówki.
- Biegłeś za mną? - Zapytałam, choć było to niemal oczywiste.
- Pobiegłbym za tobą nawet na koniec świata. - Uśmiechnął się i zgarnął włosy z mojego policzka. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w jego ramiona. Moje serce przyspieszyło i czułam jakby miało zaraz wyskoczyć. Nick złapał mnie za dłoń i prowadził uliczkami w kierunku mojego domu.
- Nie chcesz o to zapytać? Mam na myśli to, co działo się przy obiedzie. - Dodałam, widząc jak marszczy brwi.
- Nie, jestem pewien, że kiedyś mi sama to powiesz. - Uśmiechnął się delikatnie. - Rozumiem, że trudno jest pogodzić się z odejściem drugiej osoby, sam ją kiedyś straciłem. - Wytłumaczył. - Czasem czuję, że ona jest gdzieś tu przy mnie, a jak zamykam oczy, wydaje mi się, że ze mną rozmawia. Raz w życiu powiedziała mi, że gdy odejdzie to mam być szczęśliwy. Sam nie wiedziałem, jak to możliwe, jak można być szczęśliwym po odejściu ukochanej osoby, ale... Teraz jestem szczęśliwy, tu i teraz. Nawet jeśli zamykasz mi drzwi przed nosem. - Roześmiał się. - Jestem pewien, że oni też chcą, żebyś pogodziła się z ich odejściem, ważne, żebyś zatrzymała ich w swoim sercu.
- Możesz się śmiać, ale ja też czasem z nim rozmawiam... Kiedyś dzieje się coś złego, kiedy nie mogę sobie już poradzić z tym wszystkim, on jest przy mnie. Zawsze się pojawia i prosi, żebym się trzymała, żebym była szczęśliwa. Ale ja nie mogę sobie z tym poradzić. Czuję jakbym odeszła razem z nimi, w dodatku rodzina też mi niczego nie ułatwia. - Pokręciłam głową.
- Zawsze możesz liczyć na mnie. - Uśmiechnął się. Byliśmy już pod domem, więc zmuszona byłam do puszczenia ciepłej dłoni Nicholasa. Po cichu weszliśmy do domu, w którym panowała grobowa cisza. Stojąc pod swoim pokojem, odwróciłam się do Nicka i uśmiechnęłam się.
- Dziękuję za to wszystko. - Wspięłam się na palce i ucałowałam jego policzek. Zarumieniona spuściłam głowę w dół. - Dobranoc. - Dodałam i już miałam zamykać drzwi, kiedy usłyszałam jego subtelny szept tuż za mną.
- Uśmiechaj się częściej, Smiley. - Przejechał dłonią po moim odkrytym ramieniu, wywołując gęsią skórkę na całym moim ciele. Pocałował mnie we włosy i przytulił ostatni raz. - Odpocznij w końcu. - Dodał i zniknął za drzwiami swojego pokoju.
            W tym jednym momencie uwierzyłam, że w końcu wszystko może się ułożyć. Może i Liam zniknie z mojego życia, jako przeszłość, która nie chce dać mi spokoju, ale w moim sercu zostanie już na zawsze, tak samo jak Demi i Trey. Już zawsze będzie tam dla nich miejsce, a ja zapamiętam ich wszystkich razem i każdego z osobna... Jako przyjaciół, rodzinę i wrogów. Jako wszystko co miałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Posty