Dzisiejszego
dnia czułam się dziwnie niespokojna. Nie wiem co się działo, choć czułam, że
coś idzie w złym kierunku.
Usiadłam
na łóżku, opierając się o ścianę. Ziewnęłam przeciągle i odchyliłam głowę.
Znowu nie przespałam kilku ubiegłych nocy. Moje koszmary powróciły wraz z
lękami. Po raz kolejny coś nie dawało mi spokoju i bałam się, po prostu bałam.
Jednak ze względu na tatę udawałam, że wszystko jest okej, nie chciałam, żeby
znowu wysyłał mnie do terapeuty, albo i nawet na jakąś obserwację
psychiatryczną, nie chciałam, żeby się martwił.
Po
tamtej wizycie u psychologa czułam się dobrze, przez kilka dni, potem odwiedziłam
grób Dems i znowu się zaczęło. Miałam jakieś stany lękowe, a kilka razy zdawało
mi się, że widzę kogoś w oknie, lub na ciemnej ulicy. Musiałam z kimś o tym
porozmawiać, czułam taką potrzebę, jednak nie miałam nikogo poza Nickiem, a
jego akurat nie chciałam obarczać swoimi problemami.
W
szkole nic się nie zmieniło. Wszyscy nadal traktowali mnie jak powietrze lub
robili ze mnie pośmiewisko - byłam marionetką w ich rękach, ale nie miałam już
siły się przeciwstawiać. Byłam wyczerpana, żyłam już na oparach życia, jeśli
można to tak nazwać - nie miałam na nic sił.
Minęłam
jedną z cheerleaderek i modliłam się, żeby nic nie powiedziała - ona jednak
tylko uśmiechnęła się delikatnie do mnie. Zbladłam, czyżby kombinowali coś
nowego? Ciekawe co tym razem... Obleją mnie farbą? Wyrzucą moje ubrania? Zamkną
w schowku na piłki? Prychnęłam, nie zniszczą mnie tak tanimi zagrywkami.
Obejrzałam się, jednak nie zauważyłam jej już na korytarzu, musiała skręcić do
stołówki. Brenda była kapitanem cheerleaderek i chcąc, czy nie, każda uważała
jej zdanie za świętość. Jednak zawsze było w niej coś, czym wyróżniała się
spośród tych wymalowanych lalek - jeszcze nigdy nie zrobiła nic przeciwko mnie.
Kiedyś nawet przyniosła mi lekcje, kiedy byłam chora, a Demi wyjechała. Była miła,
choć nigdy nie próbowałam się z nią jakoś zaprzyjaźnić, wtedy żyłam w zgodzie
tylko z Demi, Trey'em i Liam'em, a reszta jakoś mnie nie interesowała. I teraz
odczuwam ten błąd.
Wróciłam
do domu, rzuciłam torbę, zrobiłam sobie kanapki i nalałam soku do szklanki, po
czym pomaszerowałam na górę - jak zwykle. Odwróciłam się tyłem do okna i
zmieniłam bluzkę, a rurki zamieniłam na luźne dresy. Rozpuściłam rude włosy i
przeczesałam je dłonią. W takim wydaniu czułam się dobrze. Usiadłam na łóżku i
ugryzłam kanapkę, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę? - Szepnęłam, dziwiąc się, że ktoś w ogóle
jeszcze o mnie pamięta.
- Zejdziesz na dół? - W drzwiach pojawił się tata,
który uśmiechnął się na mój widok. - Fajna koszulka. - Dodał. Spojrzałam w dół,
faktycznie miałam na sobie koszulkę, którą kiedyś kupił mi na delegacji, z
różowym misiem i napisem "Nigdy nie będziesz słodszy ode mnie, chyba, że
jesteś nią". Zaśmiałam się.
- Po co mam zejść? - Zapytałam powracając do tematu.
- No na obiad. - Zmarszczył brwi. Zaśmiałam się
gardłowo i odwróciłam wzrok ku oknu. Poczułam jak materac ugina się. - Co się
stało?
- Nic. - Mruknęłam. - Wolę zjeść kanapki.
- Miley... - Westchnął. - Nie możesz spędzić całego
życia na jedzeniu tylko kanapek i przesiadywaniu w pokoju. Wyjdź do ludzi,
porozmawiaj z kimś!
- Ale ja nie mam nikogo, nie rozumiesz tato? -
Krzyknęłam spoglądając na niego. Czułam jak pieką mnie oczy, wiedziałam, że
lada moment łzy potoczą się po moich policzkach. - Nie mam nikogo, nie mam
nawet rodziny! Wszyscy obwiniacie mnie o ich śmierć, a to nie była moja wina!
Ja naprawdę nie chciałam, żeby jechali, nie chciałam, żeby to wszystko tak sie
potoczyło! Nie jestem morderczynią i nie zabiłabym osób, które kocham! Wy
wszyscy myślicie, że tak łatwo jest pogodzić się z odejściem tylu ważnych osób,
ale wiesz co? Gówno wiecie! Ja nie mogę się pozbierać, moje życie straciło
sens! Już nigdy ich nie odzyskam, a w dodatku wy mnie nienawidzicie! Moja
własna matka nie może na mnie patrzeć, a brat obwinia za śmierć bliźniaka. Już
wiesz, już wiesz dlaczego trafiłam wtedy do szpitala? - Załkałam cicho. Coś
pękło we mnie i uleciało wraz z chwilą, kiedy wykrzykiwałam swoje uczucia. Ale
nie mogłam już więcej udawać przed nim, że wszystko jest dobrze. Nigdy nie było
go w domu, nawet po ich śmierci wyjechał zaraz po pogrzebie. Nie może wiedzieć
jak się czułam, jak nadal się czuję. A teraz przychodzi, żeby zaprosić mnie na
dół na obiad. Cholera, nie jadłam tu obiadu od dobrego roku! Ojciec przytulił
mnie do siebie i przeczekał dobre kilkanaście minut, aż się uspokoję.
- Przepraszam. - Szepnął do mojego ucha i wiedziałam,
że jest mu przykro pomimo tego, że jedno słowo nigdy nie załatwia całej sprawy.
Poprosiłam, żeby na mnie zaczekał i wyszłam do łazienki, gdzie przez krótką
chwilę doprowadzałam swoją twarz do porządku, pomalowałam nawet rzęsy tuszem,
po czym wróciłam do pokoju i trzymając tatę za dłoń, zeszłam na dół na obiad.
Nie chciałam sprawiać mu przykrości.
Mama
spojrzała na mnie z ukosa i mruknęła coś pod nosem, brat się przesiadł,
tłumacząc, że nie będzie siedział koło mnie, a jeden z braci Nicka roześmiał
się patrząc na Jasona. Najstarczy z braci uśmiechnął się do mnie, przesyłając
coś w rodzaju dobrej energii, natomiast sam Nick wstał i odsunął mi krzesło, po
czym usiadł koło mnie, z drugiej strony siedział tata.
- Nie będę jadł z morderczynią. - Usłyszałam z ust
brata i otworzyłam usta spoglądając na tatę. Jason wstał od stołu i zrzucił
swój talerz. - Ona zabiła mojego brata, a wy sadzacie ją przy jednym stole z
nami!
- Jason, nie warz się tak o niej mówił. - Mój tata
wstał z krzesła i kierował wściekłe spojrzenie w kierunku mojego brata. -
Przeproś i siadaj.
- Nie będę przepraszał za prawdę. - Wycedził i odszedł
od stołu. Zacisnęłam zęby, jednak rozkleiłam się i odsunęłam krzesło. Wybiegłam
z domu ignorując ich krzyki. Chciałam, żeby wszystko w końcu ucichło.
W
końcu zatrzymałam się, byłam w miejscu, gdzie wszystko się zaczęło. Przed
klubem, z którego wtedy wyszliśmy. Wspomnienia na nowo migotały mi przed oczami
i nie potrafiłam ich zatrzymać. Złapałam się za głowę, nie mogłam już
wytrzymać. Spojrzałam w bok, ktoś wykrzykiwał moje imię - Nicholas. Zachwiałam
się, potem nie widziałam już nic. Czułam zapach, słyszałam głosy, jednak przed
oczyma widziałam jeden obraz - Liama. Zbliżał się i mówił do mnie, tak jak
tamtej nocy w szpitalu. Tym razem jednak nie rozumiałam co mówi, w pamięci
utkwiło mi tylko - Zapomnij o mnie, on
pokochał Cię i nie odpuści tak łatwo. Jest dobry. Wtem otworzyłam oczy i
spojrzałam w jego brązowe tęczówki.
- Biegłeś za mną? - Zapytałam, choć było to niemal
oczywiste.
- Pobiegłbym za tobą nawet na koniec świata. -
Uśmiechnął się i zgarnął włosy z mojego policzka. Zamknęłam oczy i wtuliłam się
w jego ramiona. Moje serce przyspieszyło i czułam jakby miało zaraz wyskoczyć.
Nick złapał mnie za dłoń i prowadził uliczkami w kierunku mojego domu.
- Nie chcesz o to zapytać? Mam na myśli to, co działo
się przy obiedzie. - Dodałam, widząc jak marszczy brwi.
- Nie, jestem pewien, że kiedyś mi sama to powiesz. -
Uśmiechnął się delikatnie. - Rozumiem, że trudno jest pogodzić się z odejściem
drugiej osoby, sam ją kiedyś straciłem. - Wytłumaczył. - Czasem czuję, że ona
jest gdzieś tu przy mnie, a jak zamykam oczy, wydaje mi się, że ze mną
rozmawia. Raz w życiu powiedziała mi, że gdy odejdzie to mam być szczęśliwy.
Sam nie wiedziałem, jak to możliwe, jak można być szczęśliwym po odejściu
ukochanej osoby, ale... Teraz jestem szczęśliwy, tu i teraz. Nawet jeśli
zamykasz mi drzwi przed nosem. - Roześmiał się. - Jestem pewien, że oni też
chcą, żebyś pogodziła się z ich odejściem, ważne, żebyś zatrzymała ich w swoim
sercu.
- Możesz się śmiać, ale ja też czasem z nim
rozmawiam... Kiedyś dzieje się coś złego, kiedy nie mogę sobie już poradzić z
tym wszystkim, on jest przy mnie. Zawsze się pojawia i prosi, żebym się
trzymała, żebym była szczęśliwa. Ale ja nie mogę sobie z tym poradzić. Czuję
jakbym odeszła razem z nimi, w dodatku rodzina też mi niczego nie ułatwia. -
Pokręciłam głową.
- Zawsze możesz liczyć na mnie. - Uśmiechnął się.
Byliśmy już pod domem, więc zmuszona byłam do puszczenia ciepłej dłoni
Nicholasa. Po cichu weszliśmy do domu, w którym panowała grobowa cisza. Stojąc
pod swoim pokojem, odwróciłam się do Nicka i uśmiechnęłam się.
- Dziękuję za to wszystko. - Wspięłam się na palce i
ucałowałam jego policzek. Zarumieniona spuściłam głowę w dół. - Dobranoc. -
Dodałam i już miałam zamykać drzwi, kiedy usłyszałam jego subtelny szept tuż za
mną.
- Uśmiechaj się częściej, Smiley. - Przejechał dłonią
po moim odkrytym ramieniu, wywołując gęsią skórkę na całym moim ciele.
Pocałował mnie we włosy i przytulił ostatni raz. - Odpocznij w końcu. - Dodał i
zniknął za drzwiami swojego pokoju.
W tym
jednym momencie uwierzyłam, że w końcu wszystko może się ułożyć. Może i Liam
zniknie z mojego życia, jako przeszłość, która nie chce dać mi spokoju, ale w
moim sercu zostanie już na zawsze, tak samo jak Demi i Trey. Już zawsze będzie
tam dla nich miejsce, a ja zapamiętam ich wszystkich razem i każdego z
osobna... Jako przyjaciół, rodzinę i wrogów. Jako wszystko co miałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz